BERGEN – DWA OBLICZA MIASTA

Czescy chłopaki niestety musieli wysadzić nas na wjeździe do Bergen, dlatego też czym prędzej stanęliśmy na pobliskim rondzie i zaczęliśmy łapać stopa do miasta. Nie musieliśmy długo czekać. Po paru minutach zatrzymał się – TAK! PIERWSZY NORWEG ;)! To oznaczało, że nasza norweska wyprawa zaczyna być coraz bardziej norweska ;).

I tak oto znaleźliśmy się w tym przytulnym (na pierwszy rzut oka – o tym za chwilę) i pięknym miasteczku, które wcale nie jest takie małe, gdyż jest drugim największym miastem Norwegii, zaraz po Oslo. Pełno tu zabytków różnorakiej maści. Od licznych kościołów, przez zamki, wieże, bramy, pałace, rezydencje, parki, na liście światowego dziedzictwa UNESCO kończąc. Nie będę Was tutaj zanudzać suchymi faktami oraz opisywaniem miliona atrakcji – to możecie znaleźć sami w przewodnikach ;). Chcę jednak zaznaczyć, że jeśli coś jest na liście UNESCO, i jeśli macie okazje, idźcie i zwiedzajcie, oglądajcie, róbcie zdjęcia, i chłońcie magię miejsca, bo na prawdę warto :)!

IMG_4565

Tak więc jesteśmy w Bergen. Nasz kierowca wysadził nas w samym centrum. Upał niemal nie do zniesienia, wiatru brak. Zarzucamy plecaki i ruszamy w miasto. Kilogramy na plecach dawały o sobie znać z każda minutą, a i miejsca do spania za bardzo nie mieliśmy. Nieopodal wypatrzyliśmy centrum informacji turystycznej, więc zajrzeliśmy tam, w poszukiwaniu jakichś fajnych map, ulotek, by dowiedzieć się co fajnego dzieje się w mieście i nie oszukujmy się, mieliśmy nadzieję na darmowy Internet, by sprawdzić jak sprawa się ma na Couchsurfingu. Jednak Internetu ani widu, ani słychu ;).

IMG_4668

Postanowiliśmy zatem udać się do miejsca z free wi-fi ;). Przy okazji przeszliśmy się po centrum miasta zwiedzając okoliczną architekturę. Szliśmy i szliśmy, aż zaszliśmy do Burger King’a. Nie jest to typ moich ulubionych restauracji, ale ale, mają wifi. Wgramoliliśmy się z ciężkimi plecorami do środka, usiedliśmy przy oknie i zaczęliśmy szperanie w CS’ie. Rafał oznajmił, że na ostatnią chwilę to nikt się nie znajdzie i raczej musimy szukać miejsca pod namiot (Rafał jest zdania, że nocleg na Couchsurfingu trzeba sobie rezerwować z dużym wyprzedzeniem czasowym). Ja jednak niemal zawsze wysyłam requesty w dzień lub przeddzień mojego pobytu w danym miejscu i prawie zawsze udaje mi się znaleźć wspaniałego gospodarza :). Wysłaliśmy miliony próśb o miejsce do spania i postanowiliśmy pomału zawijać się na obejście miasteczka. Przeglądając jeszcze kilka profili, znalazłam chłopaka, który pochodzi z (UWAGA!) mojego rodzinnego, ukochanego PIOTRKOWA TRYBUNALSKIEGO :)! Pomyślałam, że to nie może być przypadek. Od razu napisałam do niego wiadomość, oczywiście zawarłam w treści, że Piotrków naszym wspólnym domem ;). No to teraz czekamy, aż ktoś nas dobrodusznie przygarnie na noc. Wywlekliśmy się z klimatyzowanego Burger King’a i postanowiliśmy trochę zwiedzić Bergen.

IMG_4571

Wszystko fajnie, ale serio moje plecy pomiędzy plecakiem, a ciałem miały chyba z milion stopni, a i jeszcze trochę zapasów z Polski ważyło swoje i jedyną rzeczą o jakiej myślałam, to zrzucić plecak i poczuć chłodny wiatr. Przechodząc obok 5* hotelu pomyśleliśmy, że pewnie mają przechowalnie bagażu, a jeśli mają, to czemu nie zapytać, czy moglibyśmy z niej skorzystać przez parę godzin i cieszyć się lekkością. Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. Weszliśmy do hotelu, w recepcji ładnie uśmiechająca się pani zapytała w czym może pomóc. My troszkę zmęczeni, nie wyglądający w 100% jak potencjalni goście, nieśmiało zapytaliśmy, czy może jest taka możliwość, by skorzystać z ich przechowalni bagażu, o ile coś takiego tu w ogóle mają. Miła pani recepcjonistka, nadal się uśmiechając powiedziała, że i owszem, mają przechowalnie bagażu, i że nieodpłatnie możemy z niej dzisiaj skorzystać i tu, proszę, to kluczyk dla Was. SZOK! Wiem, że zazwyczaj mam dużo szczęścia, ale tu serio fajnie się udało.

Zostawiliśmy toboły, zabraliśmy tylko ważniejsze rzeczy, dokumenty, wodę i trochę jedzenia, opłukaliśmy się w umywalce (nie wiadomo kiedy znów trafi się cywilizacja i ciepła woda ;)) i ruszyliśmy w miasto. Obeszliśmy trochę centrum, minęliśmy Burger King’a, by sprawdzić couchsurfingowe wieści (cisza albo “Sorry, I’m not at home now… Next time for sure ;)”), przeszliśmy przez słynny targ rybny i tak oto znaleźliśmy się w starszej części miasta, gdzie umiejscowiona jest chluba miasta.

IMG_4572

Bryggen, bo tak nazywa się kompleks pierwszych zabudowań Bergen – pozostałości po starej zabudowie portowej – to zbiór drewnianych domków, które niegdyś tętniły mieszczańskim gwarem. Jest to jedna z najbardziej znanych średniowiecznych osad Norwegii. Dziś kompleks tętni życiem, ale turystycznym. Pełno tu przepychających się w wąskich uliczkach ludzi, sklepów, pamiątek, restauracji, wędek, skór zwierząt, rogów i wszystkiego, czego turystyczna dusza tylko zapragnie – jak dla mnie stanowczo ZA DUŻO WSZYSTKIEGO…! Trochę to przeszkadza w przechadzaniu się uliczkami, jednak pomimo wszystko warto Bryggen zobaczyć na własne oczy :).

Jako, że byliśmy rzut beretem od wspomnianego kompleksu, to zajrzeliśmy do środka kompleksu. Wchodzimy i przenosimy się do średniowiecznych czasów. Wszystko z drewna, domki, schody, ściany, balkony, deski wyściełające wąskie uliczki, szyldy, a i nawet złote jelenie – chyba też drewniane ;). Pięknie tam jest, ładna architektura i to wszechobecne drewno nadają wspaniałą atmosferę temu miejscu. Przeszliśmy się uliczkami, obejrzeliśmy wystawki sklepów i w pewnym momencie znaleźliśmy się na wylocie z kompleksu.

IMG_4574

IMG_4586

IMG_4578

IMG_4592

Pomaszerowaliśmy więc dalej nieopodal kamiennego kościoła, uliczkami w górę i w górę, zmierzając na pobliski szczyt – Fløien (320 m n.p.m.), który jest zarazem tarasem widokowym z panoramą Bergen. Szliśmy, mijając drewniane domki, wąskie uliczki, schodki, aż weszliśmy do lasu. I tu droga w górę. Nie wiedząc, czy uda nam się znaleźć miejsce do spania w internetowym świecie, wypatrywaliśmy też jakiejś miejscówki pod ewentualny namiot. Szlak wiódł w górę. Strasznie było ciepło.

I tu szok kulturowy. Idziemy, bez plecaków, zgrzani, choć podejście wcale nie było zbyt wyzywające, a tu biegną Norwegowie i Norweszki i w górę, i w dół, jak szaleni ;). Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że naród ten (może nie cały, ale znaczna część) lubi sport i dba o kondycję. Praktycznie wszędzie znajdzie się wiele osób jeżdżących na rowerze, uprawiających jogging, spacerujących i ogólnie spędzających czas na świeżym powietrzu – fajnie – wielki plus dla nich :)!

Wdrapaliśmy się na taras widokowy, po drodze podziwialiśmy piękne widoki, słynne trolle poukrywane w lesie i ciekawie zagospodarowany teren dla odwiedzających (ławki, place zabaw dla dzieci i ścieżki edukacyjne). Fajnie, że dbają tu o takie rzeczy. Szczyt góry z miastem łączy kolejka linowa Fløybanen. Nie skorzystaliśmy z niej, bo kto by chciał zawieźć swoją pupę kolejką, gdy pogoda taka piękna, a i koron w portfelu jeszcze brak ;).

IMG_4625

IMG_4629

IMG_4641

IMG_4642

IMG_4646

IMG_4659

Panorama Bergen jest dość ciekawa. Skupisko domów usytuowane pomiędzy fiordem, wodą, górami i lasami. Widok ładny, zrobiliśmy trochę zdjęć, obeszliśmy taras dookoła i i zeszliśmy z powrotem do miasta, już bardziej stromym i trochę bardziej dzikim zejściem przez las.

Pobłąkaliśmy się trochę po centrum, obejrzeliśmy co ważniejsze atrakcje napotkane po drodze, i jako że upał był nie do zniesienia (ponad 30 stopni), postanowiliśmy znaleźć miejsce, w którym będziemy mogli odpocząć, coś zjeść i wykapać się w przejrzystej wodzie :). Oj ciężko było znaleźć jakieś fajne miejsce. Wróciliśmy do naszego hotelu, by odebrać nasze bagaże z przechowalni. Obyło się oczywiście bez żadnych problemów, a i nawet poczęstowano nas kawą :).

IMG_4682

IMG_4685

IMG_4688

IMG_4694

Znów obładowani ruszyliśmy w poszukiwaniu plaży, i choć dookoła wody co niemiara, to sztuką było odnaleźć fajną miejscówkę. Po prawie pół godziny szukania, znaleźliśmy mały zielony skwerek, z kamienistą maleńka plażą. Było tu chyba milion osób, na każdy centymetr kwadratowy przypadała jedna osoba ;). (trochę przesadzam, ale ludzi pełno). Udało nam się znaleźć skrawek trawki, rozłożyliśmy palnik, wrzuciliśmy makaron na ruszt i w oczekiwaniu na szamanko wylegiwaliśmy się w słoneczku. Po obiedzie nadszedł czas na upragnioną kąpiel.

IMG_4735

IMG_4739

IMG_4755

Woda lodowata, dno i plaża usłana ostrymi kamieniami. Jako, że Rafał nie zdecydował się zażyć kąpieli, to cykał zdjęcia, a ja czym prędzej ruszyłam do wody. Najpierw stopy, lód! Ale woda przejrzysta jak kryształ. Po chwili zawahania w końcu udało mi się pierwszy raz zanurzyć w norweskich wodach Morza Północnego. Bosko! Aż nie chciało się wychodzić ;). Widok na fiord, przepływające nieopodal statki, a w oddali prezentowała się w “zachodzącym słońcu” (do zachodu było dobre parę godzin, a jest dopiero 20:00) panorama Bryggen. Żyć nie umierać :).

IMG_4754

IMG_4706

Jednak, po chwili relaksu, trzeba było się zawijać, by sprawdzić, czy jakaś dobra duszyczka ma ochotę przygarnąć nas na noc w swe progi :). Usiedliśmy pod naszym darmowym dostępem do wirtualnego świata i co się okazuje? Marcin! Tak, chłopak z PIOTRKOWA odpisuje, że i owszem, zaprasza nas do siebie, i że mam szczęście, że napisałam o naszym rodzinnym mieście, gdyż to zaważyło na pozytywnym rozpatrzeniu prośby, ponieważ za bardzo nie ma czasu na gości. Ale jednak Piotrków się wspiera <3. Umówiliśmy się z Marcinem wieczorem w centrum, po jego pracy, by zgarnął nas do siebie.

IMG_4760

IMG_4765

Stawiliśmy się we wskazanym miejscu i czekamy. Zbliża się młody chłopak (od razu widać że podróżnik) to co rzuca się w oczy to plecak i czerwony rower z zielonymi oponami, od razu weselej ;)! Przedstawiamy się, opowiadamy, śmiejemy, gadamy i zmierzamy w inne rejony miasta, do miejsca, w którym mieszka Marcin.

IMG_4767

Godzina była dość późna, koło 22, a słońce świeciło jak szalone (co prawda skłaniało się już odrobinę ku zachodowi, ale to nie jest normalne by o tej porze było aż tak wysoko na niebie). Ach te noce polarne, a to jeszcze przecież nawet nie bardzo daleka północ. Aż strach się bać co będzie w okolicach Tromsø… 😉

IMG_4773

Ogarnęliśmy się, wykąpaliśmy, zjedliśmy i byliśmy jak nowo narodzeni :)! To co, eksploracji ciąg dalszy! Marcin zaproponował, że chętnie nas oprowadzi „nocą” po Bergen. „Nocą”, ponieważ było jasno jak o zmierzchu – dokładnie w środku nocy (!). Jak obiecał, tak też zrobił. Tyle, że nie pokazał nam pięknej, niewinnej i wyidealizowanej Norwegii, jaką do tej pory widzieliśmy i obraz której mieliśmy w głowach. Otóż Marcin zabrał nas na wycieczkę pokazującą ciemną stronę miasta.

W Bergen jest dość „słynny” park – Nygårdsparken. Swą „czarną sławę” miejsce to czerpie niestety nie z tego, że jest piękne i wesołe i rosną tam piękne drzewka i śpiewają ptaszki. O nie, nie… Jest wręcz przeciwnie… Co prawda park niczego sobie, ładny, zielony, no park jak park. Ale, no właśnie jest jedno, bardzo duże ALE… Owy park, to raj na ziemi dla narkomanów i dilerów. Nie wierzyłam, że w Norwegii, porządnym państwie, może być takie miejsce, które jest praktycznie przeznaczone przez policję i służby miasta do tego, by narkomani mieli tam swe schronienie i mogli „na legalu” robić czarne interesy… (ponoć lepiej mieć ich wszystkich w jednym, znanym miejscu, niż rozpierzchniętych po całej okolicy…) Nie wierzyłam, ale przekonałam się, że to prawda! SZOK!

Przekroczyliśmy granicę parku przez zniszczoną, zardzewiałą bramę. Godzina też była niczego sobie, bo dobrze po północy… Myślałam o tym, by może zrobić zdjęcie, ale tuż po przekroczeniu granicy, nie miałam nawet ochoty wyciągnąć aparatu, ani niczego innego z kieszeni, by nie kusić losu. Takie dziwne uczucie mnie ogarnęło – niepewność podszyta odrobiną strachu… Przespacerowaliśmy się trochę i zrobiliśmy szybkie rozpoznanie terenu. Marcin zaprowadził nas w jedno miejsce (bardziej na uboczu, schowany między drzewami mały placyk) i powiedział: „No to teraz spójrzcie pod nogi…”. Ja patrzę, a tam na ziemi centralnie – strzykawki, igły, maleńkie dilerki z szemraną zawartością… WSZĘDZIE! Na trawie, pod drzewem, za krzakiem, przy murku… WSZĘDZIE! Spojrzałam przez ramię za siebie i zobaczyłam, raczej typowy tutaj obrazek. Grupka osób podchodzi do typa na rowerze, pach, pach, kasa dla rowerzysty, towar dla grupki osób i siemano, nikt nic nie widział, nikt nic nie wie… Właśnie z tego słynie park Nygårdsparken… Chwalić się nie ma czym… Idąc ku wyjściu patrzyłam już tylko pod nogi, by czasem nie nadepnąć niczego podejrzanego…

A okolica parku okazała się całkiem kulturalna. Po wyjściu przez bramę do „realnego świata”, po lewej stronie pokazał się pokaźny kościół z czerwonej cegły. Przewodnik Marcin powiedział nam, że to właśnie jest okolica uniwersytecka, i że tu niedaleko jest również szkoła i uniwersytet. Ciekawe… Znów spojrzałam pod nogi, i znów – przed samym kościołem – zobaczyłam leżącą na ziemi zużytą strzykawkę… Co zrobić…?

IMG_4794

IMG_4795

Główna ulica idąca w dół miasta niestety była remontowana i musieliśmy się nieźle nagimnastykować, by przedrzeć się znów do centrum. Idąc w kierunku mieszkania, Marcin wypatrzył pub i zaprosił nas na małe piwko. Jako, że nie zdążyliśmy jeszcze wymienić naszych polskich złotych na norweskie korony, byliśmy bez grosza przy duszy (a raczej bez korony ;)). Odwdzięczymy się w naturze zmywając naczynia i ogarniając mieszkanie po naszym pobycie ;). Ochroniarze sprawdzili nas dokładnie z dowodów i wieku i w końcu postanowili, że nas wpuszczą do środka ;). Pub jak pub, a jednak fajnie było zobaczyć jak bawią się lokalsi. Posiedzieliśmy chwilę, pogadaliśmy, pośmialiśmy się i ruszyliśmy dalej, bo noc już późna, a jeszcze kawałek drogi do mieszkania.

Dotarliśmy koło 2:00. Wracając, widzieliśmy fiordy i niebo, które w dalszym ciągu miało pomarańczową poświatę zachodzącego (lub wschodzącego już) słońca… Dziwny widok dla osoby, która pierwszy raz ma styczność z dniem polarnym ;). Uwieczniliśmy nasze spotkanie na zdjęciach i poszliśmy grzecznie spać, bo nazajutrz mieliśmy ruszać w dalszą drogę na północ :).

IMG_4804

IMG_4810

Miejsca, które odwiedziliśmy i trasy, które zrobiliśmy w Bergen możecie zobaczyć tutaj :)!

A co wydarzyło się następnego ranka, dowiecie się już niebawem, z drugiej części przygód w Bergen :).

Martyna Opublikowane przez:

2 komentarze

  1. Justyna T.
    29 października 2015
    Reply

    Ach ten nasz rodzinny Piotrków, łączy ludzi na całym świecie 😉
    Uwielbiam czytać o Twoim szczęściu! Przyciągasz je do siebie codziennie 😉
    Motywuje mnie to często, by ‚pomóc’ trochę własnemu szczęściu 😉
    Czekam na dalszy ciąg przygód. Pozdrawiam serdecznie! 🙂

    • Martyna Piasecka
      29 października 2015
      Reply

      Piotrków Trybunalski najlepszy na świecie ;). Hehe ;).
      Miło mi, że fajnie Ci się czyta :).
      Szczęście, jest zawsze obok Ciebie, tylko czasem trzeba się dobrze przyjżeć, by je zauważyć :). Niech motywuje :)! Cieszy mnie to!
      Dalszy ciąg już niebawem :).
      Slępozdrowienia z Norwegii do Anglii ;).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *