Po mojej dość szczegółowej relacji Sylwestrowej, zapraszam do zapoznania się z opisami reszty wspaniałych uczestników, którzy mogli widzieć całkiem inne rzeczy, gdyż mogli być w całkiem innych miejscach, w dokładnie tym samym czasie ;).
Bierzcie i czytajcie, nie pożałujecie :)!
P.S.
Oficjalna relacja organizatorska tworzona jest z wielką dokładnością i precyzją, dlatego też jeszcze trochę trzeba na nią zaczekać :).
BOMBEL ( www.przygodybombla.pl )
Zacznijmy od samego początku czyli jak się mogłem znaleźć w tej zacnej grupie Lwowskich poszukiwaczy przygód. Gdy pojechałem we wrześniu w Bieszczady z Politechniką Warszawska(cała ekipę bardzo serdecznie pozdrawiam) poznałem Jakuba Prezesa Bastka, Pierwszego dnia złapaliśmy wspólny temat jaką są podróże autostopem. On opowiadał mi jak jeździł w wakacje po Bałkanach, a Ja jak się jeździ po zachodniej Europie. Chodzenie po górach się skończyło, ale znajomość została. Pewnego listopadowego dnia dostałem zaproszenie od Kuby na „LWOWSKIE WIEKOPOMNE POWITANIE NOWEGO ROKU Z NUTKĄ ORIENTALIZMU!” Po wczytaniu się we wszystkie sprawy organizacyjne zaakceptowałem zaproszenie bez większego zastanowienie- widziałem, że będzie fanie to po co się głowic i przejmować. Pozapraszałem paru znajomych, z myślą, że komuś też się spodoba i zechce spędzić nadchodzącego sylwestra zupełnie innaczej niż dotychczas, Mojemu bratu oraz znajomej z Poznania pomysł się spodobał i klikneli „Biorę udział”. Tak mijały dni na uczelni, później święta, no i nastał ten dzień czyli 28 grudnia czyli czas wyjazdu do Rzeszowa, a następnie do Przemyśla, gdzie z całą paczką mieliśmy się spotkać i wyjechać do Lwowa. Droga minęła szybko i bez większych trudności. O godzinie 7 rano byliśmy w Przemyślu i czekaliśmy na resztę kompanów którzy mieli dojechać o 11. Gdy byliśmy już kompletem i zapoznaliśmy się (i najlepsze jest to uczucie, jak praktycznie nikt się nie znam, nie wie kim jest osoba obok ciebie, a wiesz, że najbliższe dni spędzicie razem na „obcej” ziemi i zupełnie zmienisz zdanie co do każdego- wiecie co mam na myśli, zawsze tak jest podczas poznawania ), poszliśmy na parking weszliśmy bo Autobusowej Taksówki i zmierzaliśmy za 2 zł do Medyki- miasta w którym przekroczymy granice. Dojechaliśmy wymieniliśmy PLN na Hrywny, przekroczyliśmy granice stoimy na parkingu czekamy na Marszrutke- Autobus dość nietypowy, który wyznaje zasadę, ile osób się upcha tak jedziemy. Wchodząc do sklepu, już wiedziałem, że na Ukrainie mi się bardzo spodoba- Ceny, ludzie jak na Ukrainie jest mega tanio np, Lipton 0.5l-1.4 zł, Wódka 0.5l – 9.5zl, Snicker- 0.9zl BOMBA. Bilety kupione, prowiant toże, siedzimy w ścisku jedziemy do Lwowa.
Po 2h „ciężkiej” drogi dojechaliśmy do naszego Lwowa. Miasto na samym starcie potrafiło zahipnotyzować- czas dla Lwowa się zatrzymał, stoi to w miejscu. ale jest ładne. Na dworcu czekała nasza koleżanka Kate, która pomagała nam ogarniać hostel oraz wszystkie sprawy organizacyjne po drugiej stronie granicy. Zebrała od każdego po 1 hrywnie (1 zł= 6 hrywien) na bilet tramwajowy, wsiedliśmy i jedziemy do naszego Hostelu przy okazji zwiedzając Lwów prze okno tramwaju.
Wysiedliśmy weszliśmy do hostelu- klasycznie prawo dupy zostało zastosowane- czyli gdzie wolne tam siedzisz i twoje. Każdy zajął się sprawami „po powrocie z podróży” i zaraz ruszamy na miasto.
Na kolację obraliśmy sobie jakaś restauracje coś w stylu „karmnika”, że nakładach ile chcesz i później ważysz i płacisz. Pobrali ludzie kilogramy jedzenia, za naprawdę niewielkie pieniądze. Po konsumpcji oraliśmy jako nowy cel – supermarket, coś trzeba pić i jeść nie? Kurde kupiliśmy naprawde duuuużo jedzenia za tak małe pieniądze- to jest jeden powodów dla których jeszcze nie raz odwiedzę Ukraine. Wróciliśmy do Hotelu i hmmm. Dalej to już po prostu magia. Zaczął się jeden wielki pięciodniowy dzień.
Tak w skrócie
– We Lwowie podobało mi się to, że jest to miasto w zwyczaju, kulturze zachowaniu ludzi zupełnie inne niż Polskie miasta. Ludzie po mimo biedy jaka tam panuje, są dla siebie dobrzy, mili, przede wszystkim pomocni, co bardzo mi się spodobało
-Ceny- tak chciałbym omówić ten aspekt. Kurde mogę bardzo się tym podniecać ale serio jak wchodzi się do sklepu i widzisz np duży tort za 15 zł, piwa po 1,2 zł, chipsy po 2zl, to człowiek ma ochotę po prostu wszystko kupować, nie ważne czy mu się to przyda czy to lubi- trochę to ogłupia no ale takie coś ma prawo bytu. POLECAM KAŻDEMU UKRAINĘ
-Chciałbym też zwrócić uwagę na uczestników tego zacnego wyjazdu. Naprawdę bardzo się cieszę, że miałem ten zaszczyt poznać tak wspaniałych ludzi. Każda postać była wyjątkowa. Śmieszki, ludzie rozważni, poukładani, żyjący w chaosie, z planem na życie, jak i bez niego. Mam nadzieję, że szybko się zobaczymy w kraju jak i poza nim.
Pozdrawiam Wam Michał Bombel Sarmata Salvador Biliński.
JULITA:
Minął mój drugi sylwester na Wschodzie. Po ubiegłorocznym wyjeździe do Naddniestrza utwierdziłam się w przekonaniu, że uroczysty bal, domówka u znajomych, elegancki strój w ostatnim dniu mijającego roku- to nie moja bajka. Bo każdy kto choć raz przeżył sylwestra na Wschodzie musi przyznać, że od eleganckich butów od Armaniego woli wygodne trapery, a brak małej czarnej i garnituru rekompensuje widok dalekich, wschodnich i wyjątkowych miejsc.
To nie sen, nie prysznic, to nawet nie dodatnia temperatura liczyła się we Lwowie, ale niesamowity klimat Wschodu+ zagorzali fanatycy podróży.
Podsumowując? Było „ Hej sokoły! o północy na Lwowskich Rynku, kilkanaście uścisków, mnóstwo dobrych i motywujących na Nowy Rok słów. Tylko jedna rozbita głowa, jedyna cierpliwa Pani Krystyna, miliony wydanych hrywien, była marszrutka żyjąca zasadą – że zmieści się tyle osób ile tylko chce, kilkadziesiąt przejechanych kilometrów, cenne minuty snu i tańce nad ranem w kuchni do „ the passenger”. Był pyszny tort i poczucie ogromnej sympatii ludzi ze Wschodu.
Zawsze po takich wyjazdach przychodzi do głowy myśl – wszystko co dobre, szybko się kończy. W moim przypadku, chyba nie tym razem! Mam jakieś głębokie przeświadczenie, że to jest dopiero nasz początek, że przecież zaraz się spotkamy, zaraz do siebie przyjedziemy i że razem pojedziemy GDZIEŚ.
Kilka słów należy się naszym organizatorom. Po prostu – DZIĘKUJEMY! Chłopaki, rok temu w Naddnietrzu to była miłość od pierwszego wejrzenia. To jeden z tych zbiegów okoliczności, który rzucił nas na wspólną drogę. Życzę NAM aby lista naszych wspomnień się nie kończyła. Ale przede wszystkim żebyście zawsze mieli dokąd i do kogo ze swoich wojaży wracać.
ANIA:
Krótka Dajczakowa notka z podróży – złap trop na nowy rok!
2015 udało mi się pożegnać niestandardowo, wśród wyjątkowych osobowości i miejscu, bo…na Kresach. Pierwsza wyprawa poza wschodnią granicę kraju okazała się nietuzinkową przygodą i początkiem ciekawych znajomości oraz inspiracji. Ukraina jest pierwszym krajem na mojej ścieżce podróżniczej w tym roku. Ruszyliśmy z różnych części Polski, żeby wspólnie przywitać nowy rok. Rozpoczęliśmy od spotkania w Przemyślu. Po przekroczeniu granicy, zmierzaliśmy ku celowi zbiorową ukraińską taksóweczką, mikrobusem tzw. marszrutką, w której zdawać by się mogło, że nie ma limitu miejsc ;). We Lwowie spędziliśmy niecały tydzień, jednak tyle wystarczyło, by zauroczyć się miejscem, w którym czas jakby się zatrzymał, a termometry wskazują sporą liczbę kresek poniżej zera. Mroźny klimat rekompensowała jednak żywa atmosfera integracji. Ekipę wyjazdową liczącą ponad 20 osób z całej Polski, po części nowopoznanych, tworzyły przeróżne charaktery. Mimo to, szaleństwa i rozmowy toczyły się praktycznie do świtu. W międzyczasie pokusiliśmy się o spontaniczne krótkie wypady w okolice rynku i ich małe eksplorowanie. Do centrum mieliśmy niecałe 10 minut drogi, więc nie było opcji, żeby na chwilę się tam nie znaleźć. Rynek lwowski to jakby starszy brat Krakowa. Zachwyciła mnie klasyczna, bez większych unowocześnień panorama lwowska z wieży ratuszowej. Poza zwiększoną liczbą umundurowanych, wojny we Lwowie nie czuć. Ludzie wydawali się być bardzo społeczni i życzliwi. Poza interesującą architekturą, grzechem byłoby nie skorzystać z wielu ofert, jakie proponowały lwowskie lokale :). Warto zrobić mały tour, bo każda z nich prezentuje coś innego. Ceny, w przeliczeniu na PLN też zaskakiwały i można było po królewsku pohulać.
Od wyjazdu minął zaledwie tydzień, a ekipa wydłużyła wspólny balet i nadal się poznaje!
Niewykluczone, że w przyszłości wrócę/my i zagłębię/my się w dalsze rejony Ukrainy i nie tylko..
Resztę smaczków i wnikliwą relację powyjazdowo-sylwestrową pozostawiam hostowi bloga ;)!
A już niedługo… ;)… ukaże się oficjalna relacja z Lwowskieg Powitania Nowego Roku by Kudłak ;).
Zapraszam również na Bomblowego Bloga podróżniczego, gdzie również znajdziecie te wspaniałe relacje:
http://www.przygodybombla.pl/2016/01/lwowskie-powitanie-nowego-roku-z-nutka.html
http://www.przygodybombla.pl/2016/01/lviv-sylwester-z-roznych-oczu-part-i.html
http://www.przygodybombla.pl/2016/01/lviv-sylwester-z-roznych-oczu-tomasz.html
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz