NORWESKA PRZYGODA ZA 3,50 ;)

(uwaga spoiler (!), ale bezpieczny :))

Stwierdziłam, że całą opowieść zacznę wpisem, który opublikowałam na którejś facebookowej grupie podczas wyjazdu. Uważam go za kwintesencję całej wyprawy do Norwegii.

„Jestem wdzięczna za to, że już drugi miesiąc jestem na samotnej, autostopowej wyprawie po Norwegii, i że mogę siedzieć sobie na dalekiej północy, z niesamowitym widokiem na góry i fiordy. Jestem wdzięczna za wspaniałych ludzi, których spotkałam i spotykam po drodze, za ich pomoc i dobra energie i za to, ze niektórzy
z nich stali się moimi przyjaciółmi. Dziękuje za to, że mój ‚kompan’ mnie zostawił na końcu świata, bo dzięki temu nauczyłam się jak podróżować samotnie stopem za granicą i przestał to być dla mnie problem i teraz mogę pojechać w samotna podróż nawet dookoła świata :). Dziękuje, jak już dziś wspomniałam,
wszechświat jest spoko :)! Pozytywnej energii wszystkim życzę,
bo to najważniejsze :))!”

Zaczęło się niewinnie. W 2014 roku pracowałam w Łodzi, kumulowałam dni wolne
w jeden ciąg (gdy tylko było to możliwe) i jeździłam na stopa po Europie, to tu, to tam.

Był maj, zaraz po autostopowej wyprawie na Białoruś z Czarkiem (www.roadjitsu.pl, tak znów trochę reklamy przyjaciół nie zaszkodzi :)), tak sobie siedziałam w pracy
i myślałam, co można począć z tak pozytywnie rozpoczętym miesiącem. Jako że już od paru lat staram się co najmniej, co miesiąc jechać gdzieś w nieznane, najlepiej właśnie stopem, albo ukraińskim pociągiem, albo w sumie czymkolwiek ;), to
w wakacje chciałam spróbować wybyć gdzieś dalej i na dłużej (przy okazji dorobić po drodze parę groszy na dalsze wojaże).

Myślałam, myślałam…no i wymyśliłam… że niestety (albo właśnie stety!) stała praca (jak na razie… i chyba trochę to potrwa) nie jest tym, czego pragnę najbardziej na świecie. Wygrała żądza świata, odwiedzania nowych miejsc, poznawania wspaniałych ludzi, spełniania marzeń i słuchania siebie.

Zdarzyło się, że w marcu tegoż roku byłam na Kolosach i tam spotkałam wielu ciekawych ludzi. Po dwóch spotkaniach z Rafałem i kilku rozmowach na Facebooku, stwierdziliśmy, że chcemy spróbować szczęścia i znaleźć sezonową pracę na północy Norwegii, a przy okazji zahaczyć jeszcze o Nordkapp (oficjalnie najdalej wysunięty punkt Europy, oficjalnie, gdyż tak naprawdę najdalej na północ jest Knivskjellodden, taka mała dygresja).

A było to mniej więcej tak o:

Rafał: Hej, co słychać? Co robisz w wakacje? Ja chyba jadę do Norwegii poszukać pracy.

Martyna: O! Hej! Ja też myślałam ostatnio właśnie o Norwegii i zarobieniu trochę kasy na podróże! Masz już kogoś z kim jedziesz?

Rafał: Póki co jadę sam, bo właśnie nie mam nikogo, kolega pisał, że chce, ale jakoś nie mam do niego przekonania… Jutro jadę kupić czołówkę, w przyszłym tygodniu namiot i jeszcze sandały i mogę jechać :).

Martyna: Mam namiot, sandały i czołówkę, chcesz jechać ze mną? 😀

No i pojechaliśmy :D.

Śmieszna sytuacja. Od paru tygodni będąc w „stałej”, polskiej pracy (ach, praca super, w doskonałej atmosferze ze wspaniałymi ludźmi… żal się rozstawać… ale kasa też potrzebna, zwłaszcza gdy myśli się o wyprawie do Ameryki Południowej, czy choćby do Azji ;)) myślałam dość poważnie o tym, by wybyć latem gdzieś za granicę „za kasą”, i właśnie miałam w głowie NORWEGIĘ… Prawo przyciągania naprawdę działa pomyślałam ;)).

Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Niedługo po tym grzecznie podziękowałam za współpracę na moim kochanym, łódzkim lotnisku i zaczęłam się szykować do wyjazdu… Dając wypowiedzenie, szef upewniał się, czy aby na pewno chcę zakończyć z nimi współpracę… i… tak naprawdę to nie byłam przekonana w 100%
(a tam w 100… ja nawet nie byłam przekonana w 50%, czy to dobry plan :P), ale decyzja zapadła (w końcu trzeba słuchać własnej intuicji), więc grzecznie odmówiłam, pożegnałam się z przyjaciółmi z pracy i zaczęłam przygotowania do wyprawy :).

pakowanie

Prawdę mówiąc trochę bałam się swojej decyzji, ale wszystko było postanowione. Plan był taki, że najpierw jedziemy na północ i wbijamy na Nordkapp, a w drodze powrotnej szukamy pracy wszędzie gdzie się da ;). Już wcześniej słyszałam od znajomych, że w Norwegii można znaleźć pracę od tak, pukając do drzwi lub pytając przydrożnych farmerów, czy nie potrzebują pomocy. Jedzenie też nie miało być problemem, gdyż można tam spokojnie wyżyć na wypasionych produktach, których w sklepach nikt już nie chce 😉 (tak, wyjazd miał być mega lowcostowy, więc freeganizm też miał być jednym z głównych punktów programu ;)).

Nakupowałam pełno płatków owsianych, suszonych owoców, orzechów, tuńczyka, dostałam ukochany, mamowy chlebek (homemade <3), więc na początku z głodu nie pomrzemy ;).

Pakowanie – jedna, wielka MASAKRA! To była moja pierwsza tak długa (3 miesiące)
i tak daleka (wcale nie aż tak, patrząc na ludzi jadących na drugi koniec świata) podróż w nieznane. 3 dni (tak, mega długo – zazwyczaj pakuję się w godzinę lub dwie przed samym wyjazdem ;)) i plecak był gotowy do drogi. Namiot, śpiwór, karimata, paszport do kieszeni i wielką norweską przygodę czas zacząć!

Umówiliśmy się, że ruszamy z Łodzi i stamtąd na PÓŁNOC!

Oto jak wyglądała cała trasa z Polski na Nordkapp i spowrotem:

z polski na nordkapp

z nordkapp do polski

 

Pewnie nadal zastanawiacie się dlaczego w tytule jest 3,50? Otóż podczas całej mojej ponad 3 miesięcznej podróży, po jednym z najdroższych krajów świata, wydałam raptem 3,50… Tak – trzy złote pięćdziesiąt groszy (a dokładniej
7  norweskich koron) – to nie ściema, serio :)! Ale jak to zrobiłam i na co wydałam ten majątek, tego dowiecie się z dalszych części relacji z podróży :)!

Martyna Opublikowane przez:

4 komentarze

  1. Małgorzata
    2 października 2015
    Reply

    Martynko ,super i oby spełniły się wszystkie Twoje marzenia

    • Martyna Piasecka
      2 października 2015
      Reply

      Bardzo dziękuję :)! Miło mi!
      Oj tak, marzenia spełniają się na każdym kroku, a jeśli nie od razu, to czasem tylko trzeba trochę dłużej zaczekać, i też się spełnią :)!
      Pozdrawiam ciepło!

  2. TOMEK
    2 października 2015
    Reply

    Ale jaja… wracałaś przez mój ukochany Aalborg.. (Dania) 😉

    • Martyna Piasecka
      3 października 2015
      Reply

      Si, wracałam, ale w środku nocy i widziałam tylko ciemność za oknami i światła samochodów ;).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *