NOWY ROK 2017

Rok 2016, jak zresztą każdy inny, był jedyny w swoim rodzaju, wspaniały i wyjątkowy, pełen nauk, zmian, trudnych decyzji i nieoczekiwanych zwrotów akcji, pięknych chwil, nowych przyjaźni, podróży dalekich i bliskich, po Polsce i po Europie, jak i również wędrówek w głąb własnej duszy.

Zacznijmy może od początku.

Stary, 2016 rok zaczął się tradycyjnie, powitaniem go u naszych wschodnich sąsiadów, na Ukrainie (http://catchingdreams.pl/lwowskie-powitanie-nowego-roku-z-nutka-orientalizmu-20152016/). Pojechaliśmy tam z grupą świetnych ludzi, którzy również chcieli przeżyć niezapomniane chwile we Lwowie. Wyjazd okazał się naprawdę fantastyczny, pomimo tego, że było potwornie zimno, sama noc sylwestrowa okazała się bardzo huczna i pełna wrażeń (rozbite głowy, zaginięcia naszych przyjaciół gdzieś na lwowskim rynku – na szczęście wszystko dobrze się skończyło :)), a mury kamienicy, w której mieliśmy załatwione noclegi, okrutnie trzęsły się za każdym razem, gdy ulicą przejeżdżał tramwaj :P. Wyjazd zdecydowanie  należy uznać za doskonały i pełen wrażeń ;). Ot, tradycyjny Sylwester na wschodzie :).

Początek roku obfitował w ogromne pokłady śniegu i mrozu, a mnie od samego początku gonił następny wyjazd do Norwegii, gdyż umówiony miałam już następny przyjazd do pracy, „na szczęście” tylko na miesiąc (wtedy miałam już trochę dość przenikającego mnie ciągle zimna i mrozu i trochę mi obrzydła piękna Norwegia, ale dziś za nią ogromnie tęsknię i myślę, że w tym roku na pewno znajdę miejsce na mej wyjazdowej liście, by odwiedzić przyjaciół i stare kąty na dalekiej północy :)). W Norwegii znów spełniło się jedno z moich ciągle największych marzeń – żywa zorza polarna <3! I choć widziałam już to zjawisko wiele razy, to zawsze Aurora robi na mnie tak ogromne wrażenie, że chcę więcej i więcej! A ta lutowa była jedną z najpiękniejszych, najdłuższych i najbardziej kolorowych zórz, jakie kiedykolwiek udało mi się zobaczyć! Po prostu arcydzieło natury!

Gdy już wystarczająco wymarzłam w Norwegii i skończył mi się kontrakt, wróciłam do Polski, i na drugi dzień od mojego przyjazdu okazało się, że mój dziadek wylądował w szpitalu. Na szczęście poważny przypadek został opanowany i po pewnym czasie wyszedł ze szpitala o własnych siłach i teraz czuje się dobrze. Dzięki Bogu  i Babci ;)!

W marcu przyszły święta wielkanocne, a że byłam w Polsce, to zaprosiłam mojego ówczesnego, norweskiego chłopaka do swej ojczyzny. Pojeździliśmy trochę po Polsce, byliśmy we Wrocławiu i nad Bałtykiem, kąpaliśmy się w morzu… (no dobra, tylko umoczyliśmy nogi :D!), wybraliśmy się na wyprawę po ruchomych wydmach w Łebie oraz do niedalekiego od mojego rodzinnego Piotrkowa, Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie można podziwiać Niebieskie Źródła (http://catchingdreams.pl/swieta-swieta-i-po-swietach/). Piękny i radosny czas. I do tego wiosna głośno już wypędzała zimę ze wszystkich zakątków :).

Nadszedł kwiecień i zachciało mi się w końcu pojechać gdzieś, gdzie będzie co najmniej powyżej 15 stopni na plusie… Norwegia kategorycznie nie wchodziła w grę. Myślałam bardziej o Hiszpanii, czy Portugalii. Okazało się, że Erlend (Norweg), nie może jeździć ze mną na dłuższe wyjazdy. Zaczęłam więc szukać wśród znajomych osób kogoś, kto chciałby się wybrać na południe. Jak na złość, akurat nikt nie był zainteresowany. No nic zdarza się. Zdarzyło się jednak, że na dniach planowany był Zlot Autostopowy, na który oczywiście się wybrałam :). Spotkałam tam mojego wspaniałego przyjaciela – Pasikonika oraz pełno innych pięknych ludzi <3! O zlocie możecie poczytać tu: http://catchingdreams.pl/kazda-historia-konczy-sie-prawidlowo/ . P imprezie i pozlotowej wyprawie do Wrocławia, decyzja zapadła i umówiliśmy się z kumplem na wyjazd na Gibraltar.

Przyszedł koniec kwietnia i nastał dzień wyjazdu. Pojechaliśmy więc z Dymitrem w stronę Hiszpanii. Dotarliśmy do pięknej Andaluzji, gdzie całkiem nie przypadkowo znaleźliśmy się w hippiesowskiej komunie zwanej Beneficio. Ze względu na jedno zrządzenie losu (napiszę o tym przy opisywaniu hiszpańskiej wędrówki) oraz kompletnym nie zgraniu charakterów, postanowiliśmy się rozdzielić właśnie tutaj. Ja zostałam w Bene, a Dymitr pojechał w siną dal, pewnie w stronę Gibraltaru :). I dobrze. Poznałam tu wspaniałych ludzi, z którymi podróżowałam po okolicy. Odwiedziłam jedno z najfajniejszych miast – Granadę, choć za miastami nie przepadam, spotkało mnie wspaniałe doświadczenie na Playa Chica w Nerja – odpłynął z falami cały mój dobytek ;), byłam w Maladze i Walencji oraz okradziono mnie w Barcelonie ;). W międzyczasie zakończyłam mój związek z Norwegiem.

Dzięki tej wyprawie rozwinęłam do perfekcji moje kwalifikacje w freeganizmie, nauczyłam się podróżować z jeszcze mniejszą ilością rzeczy (odpłynięcie naszego namiotu i kradzież) oraz nauczyłam się wydawać jeszcze mniej kasy na podróże niż zwykle, a wiecie przecież, że wydaje prawie nic ;).

Po powrocie do Polski, w lipcu, po raz pierwszy pojechałam na Przystanek Woodstock, a zaraz po nim trafiłam na Indiański Festiwal, po którym pojechaliśmy ze znajomymi poznanymi w Hiszpanii, na Hel. I tak się tułaliśmy po wybrzeżu, korzystając z życia i ciesząc się każdą chwilą :).

We wrześniu udałam się do przyjaciół poznanych w Hiszpanii, mieszkających w Szczytnie. Spędziliśmy tam wspaniały czas, pływając w pobliskich jeziorach, śpiąc pod gołym niebem w lesie, przy świetle księżyca, chodząc na długie spacery, zbierając kasztany i kąpiąc się w jesiennych promieniach słońca.

W drodze powrotnej ze Szczytna, pojechałam do domu w Łodzi, najszybszą drogą, czyli przez Rzeszów :D! Akurat tak się złożyło, że organizowany był w tym czasie Zlot Autostopowy w Zaklikowie, na którym chciałam się zjawić. A gdy dowiedziałam się od Pasikonika, że on również jedzie na ten zlot, i odbędzie się tam prapra premiera jego ponadczasowego filmu (o którym na pewno usłyszycie, a jeśli nie, to ja o nim również napiszę :)).

Po tym wyjeździe pojechałam pobyć trochę sama w domu, w Łodzi. Zajęłam się ogromem spraw, na które nie miałam czasu przez wyjazdy i nieplanowane wyprawy ;). Pozałatwiałam zaległe wizyty u lekarzy, odwiedziłam znajomych i rodzinę.

Gdy udało mi się wszystko poogarniać, zaczęłam myśleć nad następną wyprawą w ciepłe strony. Jednak nic nie doszło do skutku. Miało swój ukryty cel to, że zostałam tak długo w Polsce. Otóż, na pewno nie przypadkiem, dostałam wiadomość od Pasikonika, czy może nie chciałabym pojechać na wolontariat, na warsztaty rozwoju duchowego, powiązane z różnego rodzaju ceremoniami indiańskimi w Ośrodku Duchowych i Twórczych Stylów Życia na Kaszubach. Niewiele myśląc, od razu zgodziłam i pod koniec października już byłam na magicznym końcu świata. Moim zadaniem było gotowanie, a przy okazji mogłam brać udział w niektórych zajęciach oraz korzystać z pięknych krajobrazów i lasów, po których mogłam łazić do woli i zbierać grzyby :).

Podobnie stało się w grudniu. Wtedy również udało mi się pojechać do Ośrodka, pomagać i mieć możliwość odbywać wędrówki wewnątrz siebie. Wspaniałe doświadczenia i piękny czas. Jestem ogromnie wdzięczna, że mogłam brać w tym wszystkim udział. Na pewno jeszcze nie raz zawitam w tamte strony :).

Później przyszły święta Bożego Narodzenia i rozmawiając z przyjaciółmi ze Szczytna uświadomiłam sobie, że przecież chciałam jechać do Hiszpanii… Na co oni odpowiedzieli, że właśnie jadą na południe Polski i chętnie mnie odwiedzą w Łodzi, jeszcze przed świętami. Spotkaliśmy się zatem dzień przed Wigilią. Wystarczyło, żebyśmy pogadali 10 minut, a już decyzja o następnej wyprawie zapadła. Umówiliśmy się, że jedziemy wszyscy razem, zaraz po nowym roku, do Andaluzji.

Na sylwestrze miałam być na Ukrainie, ale niestety plany spłonęły na panewce i koniec końców wylądowałam na Autostopowym Sylwestrze w Gołkowicach Górnych :). Też było super!

Nowy rok minął, a ja już jutro wyruszam do Cieszyna i dalej jedziemy wszyscy razem, busem, do ciepłej Hiszpanii :).

Ten rok może nie był zbyt obfity w dalekie podróże, ale i tak udało mi się  odwiedzić dość spory kawałek Europy (to i tak tylko maleńki kawalątek świata, w porównaniu do tego co mi się marzy w głowie :)).

DZIĘKUJĘ CI PIĘKNY 2016 i WITAJ NOWY 2017 <3!

WSZYSTKIEGO DOBREGO DLA WAS KOCHANI! SPEŁNIAJCIE MARZENIA I BĄDŹCIE SOBĄ :)!

A ja po powrocie z Hiszpanii obiecuję poprawę w częstotliwości pisaniu postów i relacjonowaniu moich wypraw :).

Mam nadzieję również w końcu na jakieś dalsze podróże niż Europa, ale zobaczymy co przyniesie czas!

Martyna Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *