PIERWSZY KONTAKT Z NORWEGIĄ

Późne popołudnie, żar leje się z nieba, pogoda zdecydowanie nie norweska. Jesteśmy niedaleko Oslo, w Moss. Wypiliśmy resztki wody i uzupełniliśmy na stacji nową porcję – wody nigdy za mało. Chwilę odpoczęliśmy, znowu kciuk w górę i łapiemy. Szkoda czasu ;). Jeden Norweg, drugi, trzeci, piąty… nic! Nikt nie chce nas podrzucić do stolicy… Zrezygnowaliśmy więc z łapania na wyjeździe ze stacji i przeszliśmy obczaić jak sprawa wygląda na parkingu. Szału ni ma. 4 auta, dwóch gości coś tam majstruje przy dwóch ciężarówkach, po parkingu paraduje maleńki, rozradowany york, reszta śpi.

Tomas i jego pies

Podchodzimy bliżej i widzimy czeskie tablice. Toż to nasz sąsiad! Nieco odważniej, pytamy po angielsku, że my z Polski, chcemy się dostać na północ, chętnie zahaczymy o Bergen i czy by nas czasem gdzieś nie podrzucili. Spojrzeli, pomyśleli, uśmiechnęli się (uff, uda się). Powiedzieli, że mogą nas zabrać, że jadą do Bergen (znów szczęśliwy traf :)), za 2 dni tam będą, ALE… musimy się rozdzielić, bo chcą jechać przepisowo (mandaty w Norwegii liczy się w tysiącach koron, więc jestem w stanie zrozumieć dlaczego tak zdecydowali). Na co my, jaha, pewnie, nie ma sprawy! Ja trafiłam do Tomasa, natomiast Rafał do drugiego kierowcy. Podczas całego zamieszania piesek nie odstępował Tomasa niemal na krok. Zaciekawiona zapytałam o zwierzaka.

York

Historia yorka była strasznie smutna, na szczęście z happyendem :). Otóż 3 lata temu, Tomas znalazł na stacji benzynowej porzuconego, zaniedbanego i bardzo przygnębionego pieska. Od tego czasu york jeździ z nim po świecie. I z tego co zauważyłam całkiem mu się to podobało. Kierowca dbał o to, by zwierzak się nie nudził na pauzach, i rzucał mu po całym parkingu gumową kość, którą piesek grzecznie aportował. Wyglądało to dość komicznie… Tomas – duży, potężny chłop, rzuca różową kostkę maleńkiemu yorkowi… no cudowna para ;). Jakby tego było mało, kabina ciężarówki była dostosowana do pieska. Miska z wodą, z jedzeniem, zabawki, kocyki – żyć nie umierać :).

Naprawy skończone, chłopaki gotowi do drogi, no to wsiadamy. Kierunek -> BERGEN.

Podróż była lekka i przyjemna. Piesek oczywiście domagał się zwrócenia mu jego miejsca, ale jako że dostałam zezwolenie na siedzenie na fotelu, to zbytnio się tym nie przejmowałam, a i piesek w końcu przyjął do wiadomości, że niestety musi trochę zaczekać na swoją kolej ;).

Yorczkowa zagroda

Dom mych gospodarzy

Z Moss do Oslo to jak rzut beretem, dlatego też niedługo po wyruszeniu, ukazała mi się panorama stolicy Norwegii. I hmm… jak by o powiedzieć… ogromnego wrażenia na mnie nie zrobiła, ale ja już tak mam z dużymi miastami.  Zdecydowanie wolę dziką plażę, czy biwak w lesie, niż zwiedzanie wielkich miast i strzelistych wieżowców (choć czasem też to robię, bo szkoda nie zobaczyć jak już się jest lub przejeżdża niedaleko czegoś ‘wartego uwagi’ ;)).

parking zaglowek w Oslo

Wracając jednak do Oslo. Miasto ładne i zadbane, dookoła drzewa i wybrzeże, gdzie ‘zaparkowanych’ było chyba z milion żaglówek, łódek i tym podobnych wodnych pojazdów. Serio! MILIONY, nie żartuję! Ludzie, z tego co zaobserwowałam z kabiny ciężarówki, raczej pogodni i uśmiechnięci, bardzo często można tu zobaczyć rowerzystów i biegaczy. Widać Norwegowie lubią dbać o dobrą kondycję i być w formie, a to się chwali :). Ale jak stolica, to i ogromne, przeogromne korki na ulicach. A na dodatek wjechaliśmy do miasta w godzinach szczytu… Więcej chyba nie trzeba mówić. Trochę czekania, trochę gadania i wreszcie wydostaliśmy się z tego tłoku.

W międzyczasie mój kierowca nie omieszkał poczęstować mnie zawartością swojej podsiedzeniowej lodówki i spiżarni. Zważając na to, że mieliśmy bardzo ograniczone fundusze, mieliśmy również  oszczędzać jedzenie i nie przejadać się, by później nie było problemów z głodem, kiedy nic nie będzie w zanadrzu. Skusiłam się jednak na owoce :). Witamin nigdy mało, zwłaszcza jadąc autostopem ;). (Jak się później okazało, wbrew wszystkim przestrogom, mój kompan nieźle sobie podjadł 🙂 i na zdrowie niech mu będzie).

Krajobrazy po drodze – cudowne! Góry, jeziora, góry, morze, góry, rzeki, lasy, lasy i jeszcze raz lasy. Dziko i pięknie. Gdzieniegdzie dało się przyuważyć małe, oczywiście drewniane, czerwone lub szare domki. I jeszcze ta jazda ciężarówką, a co za tym idzie – jeszcze lepsze widoki, bo wyżej, niż w zwykłym aucie, to i wszystko lepiej widać – wystarczy przykleić nos do szyby i nic więcej nie potrzeba :). Szczęście :).

IMG_4296

Norweskie widoki

IMG_4300

Plan był taki, że chłopaki śpią po drodze w maleńkiej miejscowości Gol, gdzie mieli łowić rybki na kolację i kręcić nocną pauzę. Jak to jednak z planami bywa… cóż… Nie udało się tam dotrzeć, czas się skończył i musieliśmy się zatrzymać na jakimś przydrożnym parkingu. Ale, ale… To przecież Norwegia. Tu nawet jakiś mały, przydrożny parking jest zadbany i wokół niego rozciągają się piękne widoki – w sumie to jak wszędzie ;).

IMG_4306

Krajobrazy pierwsza klasa, rzeka parę kroków od parkingu, słońce przygrzewa… teraz tylko pożałowaliśmy, że nie pożyczyliśmy wspomnianej wędki. Ale co? Nasi kochani Czesi mieli 2 wędki, którymi radośnie się z nami podzielili :). Pogoda była przednia, więc rozradowani, pełni nadziei na kolację, weszliśmy po kolana do rzeki iiii… Wielkie NIC! Żadna ryba nie chciała się skusić na pyszną przynętę zawieszoną na haczyku… Za to zabawa była doskonała :).

IMG_4315

IMG_4323

Takie cuda na wedce

W międzyczasie, na horyzoncie zaczęły formować się burzowe chmury i nawet zaczęło z daleka błyskać i grzmieć. Już myśleliśmy, że koniec zabawy, ale równie szybko znów się wypogodziło i mogliśmy korzystać z pięknej pogody. Chłopaki – kierowcy zaczęli krzątać się w pobliżu swoich samochodów, powyciągali sprzęty kuchenne, palniki, patelnie i zaproponowali nam wspólną kolację, chociaż obiecanych ryb niestety brak. Było nam niezmiernie miło i z chęcią przystaliśmy na tę propozycję :). (kto by się nie zgodził :P?)

IMG_4338

IMG_4345

IMG_4347

No i tu pierwszy problem, gdyż Martyna mięsa nie je, a jeśli już to tylko ryby… Jednak udało się coś wyskrobać z zieleniny i makaronu, także wszyscy byli szczęśliwi i najedzeni, a że to Czesi, to i jeszcze czeskie piwko się znalazło :). W ramach wdzięczności pozbieraliśmy brudne naczynia i pozmywaliśmy w przyparkingowej toalecie. Właściwie to ja pozmywałam ;).

Jeszcze raz poszliśmy spróbować coś złowić, przy ‘zachodzie’ słońca…iii prawie mi się udało, ryba była już na haczyku, ale jej szczęśliwy dzień i chęć życia sprawiły, że uciekła, i dobrze, widać nie był to jeszcze jej czas :). Aj, ciężko się łowiło w tej rzece, cały czas: a to haczyki zaczepiały się o jakieś chynchy i wodorosty, a to prąd porwał wędkę… W związku z powyższym, pogubiliśmy prawie wszystkie haczyki i niemal wszystkie przynęty naszych gospodarzy… Mam nadzieję, że nasi kierowcy nam wybaczą :).

IMG_4348

IMG_4360

Wieczór był przepiękny (godzina 23, a tu nadal półmrok – szaleństwo ;)), miło się gawędziło, ale o 3 RANO czeka nas wszystkich pobudka, więc najwyższy był to czas, by udać się na krótki odpoczynek.

Tylko co teraz, rozkładamy namiot, czy robimy ładne oczy i pytamy o dach nad głowa? Na szczęście nie musieliśmy się długo nad tym zastanawiać, gdyż Tomas zaproponował, że możemy spać u niego w naczepie. No i super! – pierwszy raz spałam w naczepie :)! Ciepło, bez wiatru, a i namiotu nie trzeba będzie zwijać w pośpiechu w środku nocy :).

Jednak przedostanie się do miejsca spania nie było wcale łatwe. Ładunkiem bowiem była OLBRZYMIA część do kontenera na paliwo statku. Początkowo należało ostrożnie wspiąć się na metalową poręcz, później przeskakiwać po prętach, uważając na to, by nie wpaść do środka i na koniec zejść z pojemnika i dostać się do miejsca na ziemi, między ogromnym żelastwem, a kawałkiem ciężkiej rury :P. Przygody są, nie ma co :)!

Strach spasc

IMG_4372

IMG_4375

IMG_4378

Zmęczeni podróżą i upałem, rozłożyliśmy karimaty, wywlekliśmy śpiwory i poszliśmy spać. Długo nie pospaliśmy, gdyż po paru godzinach zawył budzik i trzeba było ruszać w dalszą drogę. Szybko zawinęliśmy nasz dobytek, chwila na poranna toaletę i ledwo żywi jedziemy dalej – do BERGEN :)! Ja wskakuję do Tomasa, Rafał do swojego kierowcy, szybka kawa i już nas nie ma.

I się zaczęło… WSCHÓD SŁOŃCA… Jedna z wielu rzeczy, które mogę oglądać bez końca <3! Przepięknie! A tego dnia jeszcze piękniej, gdyż świt okrył delikatną mgiełką przydrożne pola i lasy, fiordy i wierzchołki gór tak, że krajobraz wyglądał jak z magicznej baśni. Chwilę później, wschodzące słońce pokryło złocistą poświatą wodę w jeziorach, rzekach i fiordach. Niemal brak słów, by opisać jak piękne to były widoki :).

IMG_4390

IMG_4399

IMG_4416

IMG_4408

IMG_4442

IMG_4454

Mknęliśmy wąską drogą między wysokimi górami ku Bergen. Po prawej stronie stroma górska ściana, po lewej stronie to samo, a wzdłuż drogi płynie rwący potok. Dziko i pięknie – tak właśnie wyglądają norweskie drogi. Następną atrakcją po drodze okazał się najdłuższy w Norwegii tunel Lærdalstunnelen mierzący aż 24,5 km. Niby 24 km to niewiele, lecz przemierzanie takiej odległości, wewnątrz góry sprawia, że człowiek zaczyna się czuć trochę niepewnie i uświadamia sobie jak mały jest w porównaniu do otaczającego go świata. Tunel ciągnął się i ciągnął, kilometry mijały, a my nadal jechaliśmy pod ziemią. Już myślałam, że ten tunel nigdy się nie skończy. Na szczęście, po około 30 minutach, ponownie ujrzeliśmy błękitne niebo :)! Norwegia to istny kraj tuneli, mostów i promów!

Najdluzszy tunel

Tunel wewnatrz

Po paru godzinach chłopaki-kierowcy oznajmili, że potrzebują się zdrzemnąć około pół godzinki, gdyż nie dospali w nocy i są zbyt zmęczeni, by dalej prowadzić. Wybrali parking przy stacji benzynowej, w dolince między wysokimi górami, praktycznie przy samym brzegu fiordu i poszli spać. Dołączył do nich mój kompan, i tak oto miałam czas by pobyć sam na sam z ogromem norweskiej przyrody.

IMG_4482

IMG_4492

Pół godziny spania dla nich, 30 min podziwiania okolicy dla mnie ;). Niby to zwykły postój, niby mała stacja benzynowa, ale widoki nieziemskie! Przy fiordowym molo zacumowane były małe łódki. Słońce dopiero zaczęło wychylać się zza szczytów, oświetlając porannym blaskiem wierzchołki okolicznych gór. Obeszłam dookoła okolicę i czekając na dalszą jazdę usiadłam na molo i…  po paru chwilach usłyszałam meczenie. Okazało się, że na drugim brzegu pasło się stadko kóz, radośnie skaczących przez kamienne szczeliny, omijających skałki i pałaszując wszystko, co napotkały na swojej drodze. Niestety czas minął i musiałam się stawić z powrotem.

IMG_4496

IMG_4504

IMG_4508

Kozy

Molo

IMG_4550

Takie tam wodospady pod domem

Po drodze mijaliśmy piękne krajobrazy, wysokie góry, olbrzymie wodospady spływające z górskich szczytów i maleńkie drewniane domki rozsypane po okolicy. Kręta i wąska droga poprowadziła nas do BERGEN :)!

moss do bergen ze spaniem copy

Jeśli zaciekawiła Was moja norweska przygoda, to zapraszam do śledzenia. A już niedługo relacja z Bergen i nie tylko :).

… jak to się ładnie mówi… ciąg dalszy nastąpi :).

Martyna Opublikowane przez:

2 komentarze

  1. Jola
    15 października 2015
    Reply

    Masz lekkie piór , świetnie się czyta.
    Dlaczego tak długo czekalaś z pisaniem bloga?
    I do tego zdjęcia- wspaniale uwiarygodniają opowieść

    • Martyna Piasecka
      15 października 2015
      Reply

      Dziękuję :)!
      Bardzo mnie to cieszy, że dobrze się czyta, bo w sumie to najważniejsze :). No i że zdjęcia się podobają!

      A czekałam z założeniem bloga… ponieważ wcześniej jeszcze nie poczułam, że naprawdę chcę. A teraz chcę i piszę :).

Skomentuj Martyna Piasecka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *