POKRĘCONY LAS

Po nieprzespanej nocy, obudziłam się później niż zwykle. Na szczęście moje „szefostwo” nie robiło z tego problemów. Szybko się ogarnęłam, zjadłam śniadanie i zadzwoniłam do Sissel, by dowiedzieć się gdzie dziś mam pracować. Okazało się, że tak jak wczoraj będę potrzebna trochę do cięcia papierów i trochę u Geira, by skończyć malowanie drzwi. Oczywiście po śniadaniu wylazłam na taras (to już stało się moją małą tradycją) i podziwiałam piękne, surowe szczyty.

Widok z okien z warsztatu Geira też był niczego sobie. Te góry mają w sobie coś tajemniczego, co nie pozwala oderwać od nich wzroku…

Po skończonej pracy, wróciliśmy do domu. Później odebraliśmy z Geirem Heikę od dziadków i poszliśmy wspólnie z Erlendem na odpływowy spacer.

Fjære, bo tak nazywa się obszar, który został osuszony przy odpływie, to świetne miejsce. W Norwegii, zazwyczaj jest przypływ i odpływ dwa razy dziennie – rano i wieczorem. Gdy woda odpływa, pojawia się morskie dno i wszystko, co na nim jest i żyje na co dzień (no oprócz ryb ;)). Można tam znaleźć piękne muszle, mnóstwo kamieni, wodorostów i różnych żyjątek. Cały fun polega jednak na tym, że można chodzić po dnie morza o suchej stopie :). Trzeba tylko uważać, by nie wybrać się za daleko w głąb fiordu, bo można przegapić moment, gdy woda zaczyna znów wzbierać i już nie wrócić na brzeg o suchej stopie, a o dość mokrych butach 😉 (raz woda prawie mnie dogoniła ;)).

Po nietypowym spacerze, Geir zaproponował, że może zabrać mnie do fajnego lasu. Oczywiście się zgodziłam. Wycieczki zawsze są super :). Zapakowaliśmy Heikę do auta i pojechaliśmy. Las był około 10 minut drogi z Mørsvikbotn. Ale co to był za las!

Nie dość, że usytuowany w przepięknym miejscu, u podnóży srebrzystej góry, nad brzegiem jeziora, to brzozy w nim rosnące przybrały podczas wzrostu tak przedziwne kształty, że widok był co najmniej magiczny :).

Drzewa nie osiągają w tym klimacie specjalnie wysokich rozmiarów, jednak mają swój urok. Cały las był nieźle „pokręcony” ;). Pnie wyginały się we wszystkie strony świata, tworząc bajkowy krajobraz.

I tak, podłoże usłane było milionami jagodowych krzewów, z których wyrastały powyginane, brzozowe pnie. Drzewa wyglądały tak, jakby brały udział w jakimś przedstawieniu. Niektóre wyglądały jakby ze sobą tańczyły, inne jakby rozmawiały lub szeptały swoje tajemnice, jeszcze inne jakby pokazywały swoimi gałęziowymi ramionami dokąd uciekać. Trochę przerażający widok. Nie wiem, czy chciałabym się tu znaleźć w jakiś ponury, deszczowy dzień, sama ;). Na szczęście byłam z wesołym towarzystwem, które umilało mi czas :).

Zbliżała się już 22 i postanowiliśmy wrócić do domu, zwłaszcza, że nasz mały towarzysz powinien znaleźć się już w łóżku ;). Pomaszerowaliśmy z powrotem do auta i pojechaliśmy do domu.

Pogoda zaczęła się zmieniać i trochę się ochłodziło. W domu czekała na nas Sissel i Erlend. Heika został uśpiony, a my znów spędziliśmy wspólnie miły wieczór.

Zanosiło się na burzę. Chmury zebrały się nad górami, a na dworze zrobiło się całkiem ciemno i ponuro. Prawie jak noc! My jednak siedzieliśmy sobie w domu. Pijąc ciepłą herbatkę, wcale nie przeszkadzały nam warunki na zewnątrz ;).

I tak jak poprzedniej nocy, koniec końców zostaliśmy z Erlendem sami, gadając o tym i o tamtym, opowiadając sobie ciekawe historie i rozważając nad problemami. Padł również pomysł, że jeśli nazajutrz będzie ładna pogoda, to wieczorem można by było wybrać się na wycieczkę na pobliski szczyt góry i tam zrobić sobie grilla :). Jak dla mnie super pomysł. Uwielbiam poznawać nowe okolice i chodzić na piesze wycieczki! Nawet się nie spostrzegliśmy, gdy na zegarku wybiła 5:30! Na szczęście dziś już niedziela, i nie ma parcia na wczesne wstawanie do pracy! Uff!

Obydwoje byliśmy już nieźle zmęczeni, więc odprowadziłam Erlenda do drzwi. Po drodze oczywiście musiałam zahaczyć o werandę, a tam na dzień dobranoc znów pojawiła się piękna tęcza! Dość nietypowe te norweskie tęcze, bo często nie powstają z deszczu, a z mgły zawieszonej nad powierzchnią morza ;).

Ten Mørsvikbotn to nieźle mnie rozpieszcza dniem polarnym, ludźmi, krajobrazami i codzienną tęczą <3!

Tak minął kolejny dzień, noc i poranek. Znów padnięta na maxa rzuciłam się na łóżko, zawinęłam w kołdrę i naładowana pozytywną energią błyskawicznie usnęłam (no… pomijając jeszcze przedsenne rozmowy na facebooku z… :P).

Martyna Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *