PORZUCENIE

Był bardzo wczesny poranek. Na szczęście stacja benzynowa była otwarta. Uzupełniłam więc zapas wody i poszłam do toalety, by się trochę ogarnąć przed łapaniem stopa :P.

Po szybkiej wizycie na stacji zarzuciłam plecak i ruszyłam ku drodze na północ… Jedyna droga… Na pewno szybko coś złapię….

Oparłam plecak o znak drogowy, a sama zaczęłam pisać do Rafała, że już jestem w Fauske, i ruszam na północ, by spotkać się z nim w Tromsø. Po kilku chwilach dostałam wiadomość zwrotną, że ok… ale… jego w Tromsø już nie ma od paru dni…

!!! JAK TO GO NIE MA W TROMSØ!!! Dżizas! To gdzie on jest?! I właściwie co JA mam TERAZ zrobić?!

Okazało się, że Rafał nie mógł znaleźć pracy w Tromsø i nie chciało mu się siedzieć u Darka (naszego zaklepanego coucha w tymże mieście) i pojechał sobie sam na Nordkapp, szukając po drodze pracy…

Ku**a. Jak nie przeklinam, tak zaczęły mi się cisnąć na usta niezbyt cenzuralne słowa. To kurde nie mógł mi oznajmić tego wcześniej?! Napisać cokolwiek, dać znać? Wszystko jedno, bylebym wiedziała i miała jakąkolwiek informację, żeby zdecydować co robić dalej! Ale nie, po co… No i dupa zbita…

Festiwalowa ekipa już daleko, więc nikłe szanse, że po mnie wrócą, a ja utknęłam sama na końcu świata… i właściwie nie wiem co chcę zrobić. Czy jechać dalej na północ, tak jak postanowiłam wcześniej, czy szukać czegoś na południe…

Mętlik w głowie miałam dość ogromny, ale ostatecznie postanowiłam ruszyć na Nordkapp, bo w sumie będąc tak daleko na północy Norwegii, żal by było tam nie pojechać, a nie wiadomo, kiedy i czy kiedykolwiek tu wrócę…

Decyzja zapadła. Jadę sama do Tromsø, a później pomyślę co dalej. Może w końcu złapię Rafała i poszukamy pracy w dalszej drodze.

Ledwo udało mi się wyprosić od Rafała numer do Darka – mojej ostatniej deski ratunku. W końcu słyszę sygnał wiadomości! JEST! Mam numer, jeśli tylko dojadę do Tromsø, to jestem względnie uratowana.

Ale, ale, kurde… właśnie sobie uświadomiłam, że owszem, w Polsce jeździłam już sama stopem, ale za granicą NIGDY!!! A to nie jest kilka kilometrów, ale dobre, niemalże 500 km z Fauske do Tromsø!!!

No cóż… włączam pozytywne myślenie i pewność siebie… Kciuk w górę… nie ma odwrotu! JADĘ SAMA DO TROMSØ :P.

Jedzie jedno auto, drugie, trzecie… nic… Nagle pojawia się ciężarówka, TIR, patrzę z przyzwyczajenia na tablice, a tu POLAK! Macham mu, pokazuje, żeby się zatrzymał i mnie zabrał… Nic… nie zatrzymał się…

Kurde, szkoda… Trudno, w końcu ktoś się zlituje. No i udało się :P. Złapałam dziwnego gościa w czerwonym aucie. Niby spoko, jechał na wczasy, właśnie w okolice Tromsø, do rodziny. No jak nic, złoty strzał :)! Doskonale! Tyle, że strasznie ciężko się z nim gadało. Na siłę wręcz. On nie zagadywał, a ja wysilałam się na milion sposobów, by pociągnąć jakiś temat dalej niż na dwa zdania… Kurde trochę lipa, bo do celu dobre kila godzin, a ile można wymuszać rozmowę… Ważne jednak, że się przemieszczamy ;). Jedno złapane auto i będę prawie na miejscu :).

IMG_8097

IMG_8098

Jechaliśmy przez przepiękne rejony. Wysokie góry, rzeki, jeziora, fiordy, morze. Minęliśmy Kobbvatn ze zjawiskową panoramą szczytów okalających jezioro, maleńką wioskę – Mørsvikbotn (zapamiętajcie tę nazwę, jeszcze się przyda ;)), Innhavet (też jeszcze pojawi się i to miasto ;)), aż dojechaliśmy do portu w Bognes. Wysiadłam z auta, by podziwiać wspaniałe krajobrazy. W rządku czekało kilka osobówek i jedna ciężarówka…

IMG_8110

IMG_8111

IMG_8114

IMG_8117

Prom przybył do brzegu i mogliśmy wjechać na pokład. Szybko wybiegłam na górną kładkę, by oglądać widoki. (Oczywiście jakimś cudem znów ominęła mnie promowa opłata :P)

IMG_8119

IMG_8120

IMG_8121

IMG_8124

I co tam słyszę?

– Hej, Kuba, stań tam bardziej na lewo, to zrobię Ci zdjęcie!

– Ok tato…

PO POLSKU! Patrzę i nie wierzę :P. Szybko podeszłam do chłopaków i również po polsku zaproponowałam, że zrobię im wspólne zdjęcie :).

Ich zdziwienie było równie wielkie, jak i moje :D.

Dziewczyna wzięła się znikąd i jeszcze gada po polsku :D. Dali mi aparat i zrobiłam im fotkę. Później pogadałam z kierowcą, zapytałam czym jadą i dokąd. On na mnie patrzy coraz dokładniej… Odpowiada, że ciężarówką i jadą nieopodal Tromsø.

SERIO? 😀

Kierowca nie wytrzymał i w końcu zapytał, czy to czasem nie ja stałam tam, w Fauske, przy drogowskazie i machałam do niego? Odpowiadam, że owszem, mnie minął i nie podrzucił rodaczki :P. Kierowca szybko powiedział, że skąd miał wiedzieć, że ja Polka (no właśnie, skąd… czasem flaga by się przydała :P), a po angielsku mu się nie chciało tyle czasu męczyć :P.

Nieśmiało zapytałam, czy jeśli już mówię po polsku, i jadą praktycznie tam, gdzie ja chcę być dzisiaj, to czy nie zabrałby mnie ze sobą w dalszą drogę na północ?

Kierowca zgodził się bez wahania, więc szybko pobiegłam po moje graty do poprzedniego auta i opowiedziałam co się wydarzyło. Stary towarzysz podróży nie był zachwycony, ale jakoś to przebolał ;).

Podałam mój ciężki tobół i sama wdrapałam się do kabiny. Na przedniej szybie wisiał ogromny łapacz snów – już wiedziałam, że dobrze trafiłam :)! Zjechaliśmy z promu i ruszyliśmy dalej, na północ :). Chłopczyk, syn kierowcy, bacznie mnie obserwował i nie wiedział chyba co właściwie się dzieje, i dlaczego ładuję się z plecakiem do ich tymczasowego domu. Tata wytłumaczył mu o co chodzi i włączył bajkę w laptopie, co spacyfikowało chłopaka na dobre parę godzin.

IMG_8131

IMG_8132

IMG_8134

IMG_8135

IMG_8136

Jechaliśmy razem jakieś 300 km. Dobrze nam się rozmawiało, fajnie było spotkać Polaka, po tak długim czasie obcowania z samymi Norwegami ;). Gadaliśmy, śmialiśmy się, podziwialiśmy krajobrazy, pokazywałam, a to zdjęcia, a to filmiki, opowiedziałam moją historię i zmęczona, nawet nie wiem kiedy padłam na wygodnym fotelu i usnęłam.

IMG_8137

IMG_8139

IMG_8143

IMG_8147

Podróż minęła szybko i łatwo. Mój kierowca musiał skręcić gdzieś na rozładunek, więc wysadził mnie na przystanku, przy głównej drodze do Tromsø. Pożegnaliśmy się i już nieco bardziej odważnie wyciągnęłam kciuk :).

Była 14:20. Nie czekałam długo. Na przystanku szybko zatrzymał się luksusowy samochód. Podbiegłam i pytam, czy jadą może w moją stronę? W aucie było dwóch facetów: poważny kierowca i obok pasażer, wyglądający jak jakiś boss z filmu, albo coś w tym stylu. Owszem, jadą do Tromsø. Zaprosili mnie do środka.

Wrzuciłam plecak do bagażnika i usadowiłam się na tylnym siedzeniu. Od razu zaczęto mnie wypytywać co ja tu robię, skąd, po co, dlaczego? Ot, normalna gadka. Opowiedziałam wszystko. Przyjemni goście, ale z dystansem.

Zerkając na mnie, kierowca zdradził mi pewien sekret. Otóż, nigdy nie biorą ludzi na stopa! NIDGY! Nie uznają tego typu podróżowania i w ogóle nie rozumieją po co ludzie tak jeżdżą. ALE! (Martyna ma szczęście pamiętajcie :)). Jak wynikało z jego opowieści, dużo podróżuje samochodem i widząc ostatnio mijanego autostopowicza obiecał sobie, że następnego już zabierze – kto był tym następnym szczęśliwcem chyba nie muszę już mówić ;).

Zauważając mnie przy drodze, samotną dziewczynę, z wielkim plecakiem, poczuł, że raz może zrobić wyjątek i zdecydował się mi pomóc, no i ta obietnica ;). Bo ludziom trzeba pomagać. Tak oto byłam pierwszą osobą, którą wziął na stopa. Niezwykle mi było miło. Okazało się również, że Boss, to szef jakiejś brazylijskiej firmy :P.

Podróż minęła szybko i sprawnie, a kierowca chyba mnie polubił, bo zapytał mnie o adres kolegi i podwiózł mnie pod same drzwi jego domu :).

 

SZCZĘŚCIARA MARTYNA dotarła zatem do Tromsø, pod same drzwi Polaka Darka  przed godziną 15:00 :P.

Pierwsza samotna podróż stopem za granicą na początku była trochę straszna, jednak później wszystko było już doskonale.

Zapukałam do drzwi…

 

Kto otworzył i co działo się później dowiecie się już niedługo :).

 

Martyna Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *