PRACA U ELISABETH

Okazało się, że Sissel i Geir za kilka dni wyjeżdżają na daleką północ, aż do Karasjok, by odwiedzić rodziców. Zaproponowali, że będziemy mogli z Erlendem pomieszkać u nich w domu na czas ich nieobecności, w zamian za opiekę nad psem i domem. Super pomysł. Trochę spokoju zawsze się przyda, więc szybko zgodziliśmy się na propozycję.
Przed wyjazdem musieli się przygotować i spakować, dlatego też nie mieli czasu, by wymyślić mi coś do roboty, więc chodziłam czasem do studia Sissel, by powycinać trochę papierowych ozdób, ale gdy skończyły się przygotowane papiery, nie było już za bardzo nic do zrobienia.

Na szczęście, w tym samym czasie odezwała się Elizabeth – babeczka, do której drzwi zapukałam i znalazłam pracę. Okazało się że niedługo przeprowadza się do Oslo i będzie potrzebowała pomocy przy porządkach i ogarnięciu domu i ogrodu przed jego sprzedażą oraz przy przewożeniu wielu ciężkich i gabarytowych rzeczy do szopy ich rodziców w Mørsvikbotn.
I tak przez 3 dni jeździliśmy w tę i z powrotem, z Mørsvikbotn do Innhavet i pracowaliśmy dla siostry Erlenda. Gdy przyjechaliśmy po raz pierwszy, Elizabeth już chyba się domyślała co jest między nami :P. Mi znów zrobiło się trochę głupio, następna siostra Erlenda coś sobie wymyśla ;). Hehe ;).
Ale wróćmy do pracy. Roboty było sporo. Dużo czyszczenia sprzętów, cała kuchnia do ogarnięcia, łazienka, dwa mniejsze pokoje, salon, pomieszczenia gospodarcze i przeogromny strych, na którym znajdowało się najwięcej rzeczy do przeniesienia.
I tak zaczęliśmy pomału ogarniać domek, począwszy od mniejszych rzeczy, takich jak piekarnik, szafki, szafy. Później mycie okien i podłóg, a na koniec wywożenie mnóstwa gratów ze strychów i kursowanie kilka razy dziennie z przyczepką załadowaną po same brzegi. Ponadto jak już udało nam się uporać z domem, to trzeba było jeszcze ogarnąć nieco ogród, gdzie do wycięcia i wykarczowania był spory kawałek LASU! Kupa roboty!
Podczas porządków natrafiłam na obrazy, które zwróciły moją uwagę, gdy po raz pierwszy weszłam do tego domu. Zapytałam o nie Erlenda i… już wszystko było jasne. Otóż, obrazy malowała Sissel, a przedstawiały one nic innego, jak samą górę Kråkmo, tę, która przywiodła mnie do Innhavet ;). Jak ta historia pięknie zatacza koła i łączy wszystko po kolei ;).

I tak przez kilka dni kursowaliśmy między dwoma mieścinami, sprzątając, ogarniając, czyszcząc, przestawiając i podziwiając piękne widoki, które towarzyszyły nam podczas jazdy :).

Gdy skończyliśmy zadanie, okazało się, że Elizabeth chce mi zapłacić za wykonaną pracę, i tak udało mi się przy okazji dorobić dodatkowe korony <3…

Martyna Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *