STARY ZNAJOMY

Przybyliśmy około 14:00. Na miejscu przywitała nas Eva, dziewczyna Torbjørna, wraz z maleńką Vilde – ich córeczką. Wokół nas biegała wesoła, czarna suczka Burly oraz dostojnie przechadzał się rudy kot – Holmes. Z tarasu natomiast macha do mnie Torbjørn… Hmm… dziwne, że nie zszedł się przywitać, po tak długim czasie nie widzenia się, zważając jeszcze na to, że sam mnie do siebie zaprosił… No ale nic… Wchodzimy po schodkach na taras, a tam mój norweski kolega jednak nagle z uśmiechem wita się z nami. Ok… dziwnie, ale może tu tak mają.

Okazało się jednak, że Torbjørn coś przeskrobał (nie będę się tu rozwodzić nad tym co i dlaczego, bo to akurat tu najmniej ważne, poza tym Internety są czytane przez wszystkich i nie chcę mu tu brudzić, dobry z niego człowiek! o! :)) i jest monitorowany 24/7 przez policję. Posiadając na nodze nadajnik GPS, może wychodzić poza granice swego domu tylko w czasie określonym przez specjalny harmonogram. I tak się wyjaśniło, dlaczego nie przywitał się z nami przed domem i nie wyjechał po nas do portu. Na szczęście kontrola vel areszt miała trwać jeszcze tylko (albo aż!) 3 tygodnie i znów będzie wolny i będzie mógł wychodzić kiedy dusza zapragnie :). Tymczasem zajmował się czyszczeniem ogromnych akwariów na werandzie oraz robotami domowymi.

Przybyliśmy na tyle wcześnie, że tego dnia miał jeszcze do wykorzystania godzinkę, by się przewietrzyć poza domem, więc zabrał nas, wraz ze swoją rodzinką na wycieczkę dookoła wyspy. Przed wyjściem z domu wzięliśmy jeszcze upragniony prysznic i przepraliśmy parę ubrań, bo z okazji trzeba korzystać – nie wiadomo kiedy znów trafi się ciepła woda ;).

Aukra to mała wysepka, która charakteryzuje się nieprzeciętną ilością jeleni. Podobno tych zwierzaków jest tu więcej niż ludzi. I w sumie może to być prawda, gdyż zwiedzając wyspę nie raz przyuważyliśmy sarny i jelenie na łąkach, pod laskiem albo po prostu, od tak, przy drodze, a ludzi jakoś mniej :)!

IMG_5324

IMG_5328

Miejsce piękne, choć jak na Norwegię, to dość nietypowe, bo mega płaskie! Dookoła widać było inne strzeliste wyspy wynurzające się z morza, jednak Aukra wyróżnia się właśnie płaskością. Podjechaliśmy w parę fajnych miejsc, by popstrykać trochę zdjęć. Przy okazji oczywiście zrobiliśmy sobie wszyscy pamiątkową fotę na tle morskiego krajobrazu.

IMG_5325

Podczas podróży towarzyszyła nam malutka córeczka Evy i Torbjørna – słodka Vilde. Cudowne dziecko, które jest chyba uśmiechnięte przez 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu :). Od momentu przybycia, do samego wyjazdu, nie widziałam, by Vilde płakała, czy była niezadowolona :).

Podczas przejażdżki odwiedziliśmy również mamę Torbjørna i mogliśmy podziwiać jej wspaniały ogród z widokiem na przepiękną plażę, i morze, którego fali pozazdrościłby niejeden windsurfingowiec :). Alejkami ogrodu, dumnie przechadzał się starutki, kotowaty rudzielec. Czas nas gonił, właściwie nie nas, a Torbjørna, więc musieliśmy ruszać z powrotem do domu.

IMG_5332

IMG_5333

Po dotarciu na miejsce, byliśmy już lekko głodni, więc wspólnie przyrządziliśmy pyszne, domowe pizze, dla mnie vege, dla reszty mięsożerców „normalna”. Jako że gospodarze pochwalili się domowymi wyrobami alkoholowymi, nie sposób było nie skosztować ich „przetworów” – bimber – coś w stylu koniaku oraz domowe wino (piwo niestety nie było jeszcze gotowe do spożycia). Trzeba przyznać, że wiedzą co robią, trunki były wyśmienite :)!

IMG_5340

IMG_5342

IMG_5343

Po obiedzie mój przyjaciel postanowił pochwalić się swoją małą kolekcją, a dokładniej… hodowlą. Na początek na stół wyjechały dwie spore klatki z dwoma przesłodkimi chomikami. Bardzo przyjazne zwierzątka. Okazało się jednak, że w piwnicy jest cały pokój zarezerwowany dla zwierzaków! A tam małe stadko węży boa (!), spore akwarium z rybkami oraz myszki, chomiki, szczurki (niestety z bardzo smutnym przeznaczeniem – jako pożywienie dla węży :(…). Przykro to pisać, ale dwa wcześniej poznane chomiczki również skazane były na śmierć :(…

Torbjørn zaprezentował nam węże na tarasie (jeden duży, drugi maleńki) i zaproponował, że również możemy wziąć je na ręce. Ale czad! Nie podejrzewałam, że w Norwegii będę mogła zobaczyć, a co dopiero wziąć na ręce prawdziwego boa dusiciela! Szok! Egzotyczne klimaty w Norwegii! Ja byłam zachwycona, a Rafał niepewnie patrzył co ja w ogóle robię :D! Ale zwierzaki, to zwierzaki! Wszystkie są wspaniałe! A jak jest okazja, to co? No pewnie, Martyna korzysta!

IMG_5355

IMG_5369

Dlatego też zaprzyjaźniłam się z boa dusicielami :). Niektórzy brzydzą się węży i patrząc na nie myślą, że są obślizgłe i obrzydliwe. Nic bardziej mylnego!!! Już wcześniej miałam możliwość kontaktu z tymi zwierzętami, dlatego teraz tym bardziej fajnie było się im przyjrzeć bez klatek, terrariów i ograniczeń jakie mają w sklepach czy na wystawach… Skóra węży jest jed z delikatniejszych rzeczy, jakie można sobie wyobrazić. Zwierzęta te wcale nie są obrzydliwe, wręcz przeciwnie – wydają się miłe i sympatyczne :)! Po „zabawie” zaprowadziliśmy zwierzaki na zasłużony odpoczynek.

Jako że dzień pomału się kończył, a słońce w dalszym ciągu nie chciało się schować i nieźle jeszcze grzało, postanowiłyśmy z Evą, że idziemy nad morzę się wykąpać. No bo kurde, plaża jest parę minut spacerkiem od domu, ciepła i słoneczna pogoda, no to trzeba skorzystać! Rafał znów niechętnie podchodził do tematu kąpania, ale zdecydował, że też idzie z nami (może porobi nam trochę zdjęć ;)). Torbjørn niestety musiał już zostać w domu.

Było już po 21, a słońce nadal wysoko na horyzoncie – już pomału zaczęłam się przyzwyczajać do dnia polarnego. W dalszym ciągu jednak miałam problem z okiełznaniem zegarka, bo przecież jak jasno to dzień, jak ciemno to noc, ale nie latem w Norwegii ;).

Razem z Evą przygotowałyśmy się do kąpieli, a Rafał zdecydował, że nie wchodzi i będzie robić zdjęcia. No i ok., nie to nie, nikt nikogo zmuszać nie będzie :). Przebrane w kostiumy zaczęłyśmy iść w stronę wody i w momencie spotkania stopy z morzem, poczułam lodowate uczucie w całym ciele… No cóż, słońce, słońcem, ciepło, ciepłem, ale jednak norweskie wody do ciepłych WCALE nie należą :D! No ale było postanowione! Idziemy się kąpać! No i weszłyśmy! Ciężko było przebrnąć przez 5 etapów zamoczenia – 1. stopy, 2. kolana, 3. brzuch, 4. ramiona, 5. głowa (!) Wohoo! Udało się! Jest moc! Teraz to możemy siedzieć w morzu do rana :). Kupa śmiechu, wygłupy, zabawy z glonami na głowach i w końcu po aż (!) 30 minutach byłyśmy gotowe do wyjścia. Dawno się tak nie uśmiałam :D!

IMG_5381

IMG_5401

IMG_5420

Jeszcze krótki spacer po plaży wraz z odkrywaniem tutejszej fauny i flory (piasek usłany był kleszczami krabów, dziwnymi skorupami i muszelkami) i marsz z powrotem do domu, by się trochę ogrzać po orzeźwiającej kąpieli.

IMG_5431

IMG_5435

IMG_5447

IMG_5452

IMG_5472

IMG_5477 IMG_5480

IMG_5487

Po powrocie skorzystaliśmy jeszcze raz z ciepłego prysznica <3 i przeszliśmy na salony i tarasy, by spokojnie pogadać i posiedzieć! Rafał poinformował, że tego dnia jest mecz i chciałby go obejrzeć. Gospodarze udostępnili mu telewizor, a my przeszliśmy na taras. Była godzina 23:30. Mój kompan oznajmił, że idzie spać, bo jest zmęczony, a my siedzieliśmy do „białego rana” (tu trochę w przenośni, bo jasno było non stoper ;)) gadając i wypatrując jeleni na ogrodzie (Eva powiedziała, że zwierzaki te codziennie przychodzą sobie do nich w odwiedziny, a to rano, a to wieczorem). Niestety jeleni nie było, za to rozmowom i śmiechom nie było końca.

IMG_5499

IMG_5513

IMG_5527

Evę poznałam koło południa, a czułam się tak, jakbyśmy się znały co najmniej od 10 lat! Za to właśnie kocham podróżować! Poznajesz człowieka i nagle macie milion wspólnych zainteresowań i wyczuwacie między sobą tą szczególną nić porozumienia :)! Nie wiem, czy wiecie o co mi chodzi, ale ja właśnie tak czuję. Podziwialiśmy malowniczy „zachód słońca” i koło 2:30, troszkę znieczuleni domową gościnnością, poszliśmy spać. Dnia następnego umówieni byliśmy z Torbjørnem, że pojedziemy z nim do Molde, gdyż udaje się on do pracy, więc pobudka o 7:00!

Rankiem obudziłam się z rozkosznym kotowatym rudzielcem Holmsem na kolanach :). Aż żal było wstawać. Niestety czas gonił nas nieubłagalnie, a tu trzeba było się szybko ogarnąć, wyprysznicować, spakować, zjeść śniadanie i dalej w drogę, najpierw do Molde, a stamtąd do Trondheim.

IMG_5531

Torbjørn wrzucił bułki do piekarnika i poczęstował nas pożywnym, choć niezbyt zdrowym śniadaniem (ach ta czekolada do smarowania…) ;). Jednak kto w podróży by marudził, że dostaje jeść ;)? Hehe.

Plan był taki, że wychodzimy z domu przed 8, by zdążyć na prom do Molde. Zatem zwarci i gotowi o czasie wyszliśmy z domu. Pożegnaliśmy się z Evą i zapraszani, by odwiedzić ich w drodze powrotnej, obiecaliśmy, że pewnie, zawitamy ponownie w ich progi. Serdecznie podziękowaliśmy za gościnę i pragnąc zostać dłużej na tej cudnej wyspie, we wspaniałej atmosferze, już ruszaliśmy dalej, by dotrzeć na północ.

Niestety na prom nie zdążyliśmy, gdyż Torbjørn zapomniał czegoś z domu i musieliśmy zawrócić. Po drodze widzieliśmy miliony jeleni – czyli jednak to prawda, bo ludzi ani widu ani słychu ;). Po krótkim oczekiwaniu, wreszcie wjechaliśmy na prom. Jako że pogoda była znów piękna wylazłam na górny pokład i uwieczniłam parę kadrów zamglonych, niebieskich szczytów, wyrastających prosto z morza. Poranek był dość chłodny, ale pewnie dzień znów będzie upalny.

Torbjørn wysadził nas na stacji benzynowej, przy drodze wylotowej z Molde i sam musiał pędem ruszać do pracy. Wypakowaliśmy swoje graty, podziękowaliśmy, uściskaliśmy się z nim, jeszcze tylko pomachać i już go nie było.

My natomiast zostaliśmy na stacji, skorzystaliśmy z Internetu i zaczęliśmy myśleć gdzie by tu było najłatwiej złapać kogoś, kto zabierze nas dalej na północ – do Trondheim.

aukra

A już w następnym wpisie dowiecie się jak dotarliśmy do Trondheim oraz jakie egzotyczne przygody tam na nas czekały ;).

Martyna Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *