WYCIECZKA NAD RZEKĘ

Wielkimi krokami nadchodził koniec sierpnia i lato zbliżało się ku końcowi. Korzystając z okazji, że moi pracodawcy wybyli na wakacje, starałam się w miarę możliwości, eksplorować ciekawe miejsca w okolicy, ukryte dla zwykłego turysty.

Tego ranka Erlend zaproponował, że możemy pojechać do niedalekiej wioski, znajdującej się za tunelem na południe – Kobbvatnet, by zobaczyć nietypowo usytuowaną rzekę, wodospady oraz zawieszony most. Jak dla mnie super pomysł :).

Przejażdżka samochodem nie trwałą długo, bo po około 30 minutach już byliśmy na miejscu. Rzeka zaskoczyła mnie swoim wyglądem, gdyż zamiast naturalnego koryta, wybudowane były na niej betonowe przegródki. Okazało się, że owe kaskady stworzone zostały z troski o łososie, które co roku wędrują tą drogą, by dotrzeć w górę rzeki, by przedłużyć gatunek. Sezonu na wędrówki łososi niestety nie było, ale budowla i tak robiła wrażenie. Oczywiście nie byłabym sobą, jakbym nie weszła na tę przedziwną konstrukcję ;)…

Jednak Norwegia to Norwegia, i zaraz obok sztucznych budowli pozwalającym rybom na łatwiejszą podróż, rozpościerała się dziko rwąca rzeka, która spływała szerokim strumieniem po płaskich skałach, tworząc przy tym niesamowity widok.

Zeszliśmy po betonowych przegródkach, przenosząc się później na wygładzoną przez wodę skale, podziwiając płynącą równolegle z nami rwącą rzekę, aż dotarliśmy na dno doliny.

Woda była krystalicznie czysta, aż przybierała gdzieniegdzie szmaragdowy kolor, krajobraz zaś przepiękny. W dole płynęła rzeka, z jednego boku dolinę otaczało piaskowe osuwisko, z drugiej strony zaś zielony las, a nad doliną górował wysoki, skalisty szczyt. Miejsce z którego przyszliśmy prezentowało się równie zjawiskowo. Otóż, skały łagodnie opadały ku dnu dolinki, a woda po nich sunąca zachowywała się jak istny żywioł, szalejąc po gładkiej skale. Ach, ten surowy krajobraz na dalekiej północy <3.

Pogoda na szczęście wcale nie była surowa, wręcz przeciwnie, pomimo końca lata, było ciepło, niebo było czyste i niebieskie, aż czasem zapominałam, że jestem w tej „zimnej” części Norwegii ;).

Połaziłam sobie to tu, to tam, pogrzebałam w rzecznych kamieniach, poobserwowałam porosty o przedziwnych kształtach, wspinałam po skałkach i brodziłam w wodzie, aż nagle moim oczom ukazał się ten jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny kamor <3!

Powiecie, ot, kamień jak kamień, nic nadzwyczajnego. Ale ten był (i w sumie nadal jest) zdecydowanie wyjątkowy :). Ma zielonkawy odcień, gładką i delikatną strukturę, na całej powierzchni mocno porysowaną żółtymi bruzdami, które nadają mu charakteru. Widać, że nosi on w sobie całkiem długą i burzliwą historię. Nie mogłam przejść obok niego obojętnie. O nie! Gdy tylko widzę ładne kamienie, to zawsze mam ochotę wrzucić je do plecaka i zabrać ze sobą. Zawsze staram się jakoś hamować i nie zbierać ton kamieni z podróży, ale czasem to jest silniejsze ode mnie :P.

Ten zdecydowanie był dość spory i ciężki. Jednak nie zastanawiałam się długo. Szybko poczułam, że akurat ten kamień ma wylądować najpierw w moich rękach, później na półce przy norweskim łóżku, następnie w wypchanym i mega ciężkim plecaku, który tachałam ze sobą na stopa, podczas powrotnej podróży do Polski, by na koniec spocząć na półce w moim pokoju i przypominać mi o pięknej i surowej Norwegii <3!

Gdy znudziło nam się eksplorowanie doliny, udaliśmy się w górę rzeki, by zobaczyć, co ciekawego zastaniemy. A tam następny piękny widok. Pachnący las, który przecinała znajoma już nam, kamienista rzeka. Za nami, w oddali widać było natomiast piaszczystą ścianę, którą mieliśmy okazję oglądać już wcześniej z dołu.

Znów nie mogłam się nadziwić przejrzystości wody. Wyglądała dosłownie jak płynny kryształ. Nie omieszkałam oczywiście poprzeglądać co ciekawego znajduje się na jej dnie. I znalazłam! Następne zielone kamienie <3! Dość niespotykany kolor jak na zwykłe otoczaki.

Wróciliśmy do auta i już myślałam, że zmierzamy do domu, gdy nagle Erlend zatrzymał samochód i mówi, że wychodzimy. No dobra. No to idziemy do lasu.

Okazało się, że nad rzeką, wzdłuż której cały czas jechaliśmy, powieszony jest wąski, drewniany most. Wow! Niezły widok. Most był podobny do tego, który widziałam wcześniej na północy, kiedy podróżowałam jeszcze z Wolfgangiem, jednak umiejscowiony był zdecydowanie niżej.

Rzeka wyglądała zjawiskowo. Kamieniste dno, gdzieniegdzie kaskady sprawiające, że tworzyło się wiele małych wodospadów, zawieszony drewniany most i wielkie głazy przy brzegu. Wspaniały widok.

Przeszliśmy na drugą stronę objadając się przy okazji pysznymi jagodami i borówkami, których w norweskich lasach jest w bród :).

Na drugim brzegu odsłonięta była niewielka kamienista wyspa. Udaliśmy się tam. Od razu zrzuciłam buty, by połazić sobie po zimnej, orzeźwiającej wodzie. Zbliżała się już 17:00, jednak popołudnie było mocno upalne, a zimna woda zbawienna. I tak od słowa do słowa, że w sumie fajna ta woda, to może Cię wrzucić, nie nie, może Ciebie?! I tak oto, najpierw w wodzie wylądował Erlend (dumna byłam), zaraz jednak moja duma szybko uleciała, gdyż chwilę później już ja leżałam w zimnej rzece :D. Taak… Nie ma to jak zabawy dorosłych ludzi nad wodą :D.

Jako, że byliśmy mokrzy od stóp do głów i jednak lekki wiatr sprawiał, że pomimo upału jednak trochę nam się zrobiło zimno, postanowiliśmy wracać do domu. Szkoda tylko, że nikt nie pomyślał o tym, żeby zabrać ze sobą jakiś ręcznik, albo coś… Na szczęście mieliśmy reklamówki przygotowane na zbieranie grzybów. Ułożyliśmy je zatem na fotelach auta i zasiedliśmy w niezbyt komfortowych warunkach. Ale co zrobić. Chwila to chwila, było śmiesznie, teraz trzeba za to zapłacić :D.

A tak piękny i pełen wrażeń dzień zakończył się pyszną kolacją ze świeżego, grillowanego dorsza, wyłowionego wprost z naszego pięknego fiordu :).

A tak przy okazji, pewnie już widzieliście ten świetny, grillowy wynalazek w wersji pro recykling, stworzony wprost z bębna starej pralki ;). Zdecydowanie polecam, sprawdza się wyśmienicie :)!

A już w następnym poście pokażę Wam, jak w kamiennych warunkach, poradzić sobie z przygotowaniem rybnej kolacji ;).

Martyna Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *