Sądnego dnia wyprawę zaczęliśmy we trójkę, gdyż kolega Rafała – Marcin – chciał
z nami dojechać do Hamburga. Czemu nie :)! Im nas więcej, tym weselej! To co? Ostatnie pożegnanie z wygodnym łóżkiem, łazienką, kuchnią oraz komfortowym życiem na przyszłe 3 miesiące. Plecak na plecy (mega ciężki, pełen jedzenia, wódki (wygrana na weselu przyjaciół, jeszcze się przyda ;)) i innych rzeczy które wydały mi się niezbędne w podróży – i tak już redukowałam wypełnienie mojej podręcznej trzymiesięcznej szafy naplecnej ;)) i w drogę. Drzwi zostały zamknięte, bilet na wylotówkę kupiony – odwrotu nie ma!
Dzień był niemiłosiernie upalny, a my obwieszeni milionem rzeczy, umieraliśmy
z gorąca w tramwaju… Wreszcie upragniona droga do Norwegii.
Czekaliśmy może 10 minut. Zatrzymuje się duży samochód – van, wyskakuje z niego młody chłopak i oznajmia, że to pierwszy raz, gdy zabiera kogoś na stopa. Nie może nas zabrać daleko, bo tylko paręnaście kilometrów – do Zgierza, ale zawsze to bliżej do celu. Wsiadamy, zapinamy pasy i zaczynamy rozmawiać, ha ha ha, hi hi hi,
a co, a dlaczego tam, a czemu, a co będziecie tam robić, do pracy? i BUUUMMM!!!! Wielki huk, szarpnięcie w klatce piersiowej i stoimy na środku drogi z rozbitym autem. Szok, co się stało?!
Pierwszy stop, pierwszy kilometr i BUM -> WYPADEK (mój pierwszy w życiu)! Na szczęście (!) pasy pozapinane i zagłówki wyregulowane (a tak btw pamiętajcie proszę, by zapinać pasy i zerknąć na zagłówek jak wsiadacie do kogoś do auta, nie chce prawić morałów, ale serio, to może Wam uratować życie).
A oto co się wydarzyło: rozpędzony, crazy taxi driver wjechał nam za przeproszeniem w dupę, a my popchnęliśmy jeszcze 2 samochody przed nami… Zero hamowania z jego strony, zero niczego… Pięknie… sam początek wyprawy,
a tu karambol… Nagle zbiegowisko, wzywanie policji, karetki, telewizja :D. No cóż, nie ma to jak rozpoczęcie podróży z przytupem ;). Powiedzieliśmy policji co wiedzieliśmy i sprawdzono nas też dokładnie w karetce, czy aby na pewno nic nam nie jest (na szczęście wszystko było ok, ale i tak chcieli nas wszystkich pozabierać do szpitala, na co się kategorycznie nie zgodziliśmy (!) – przecież Norwegia czeka :)). Później podziękowaliśmy naszemu kierowcy, jeszcze pamiątkowe zdjęcie z nim
i „naszym” poklejonym autkiem zrobiliśmy, no i co… dalej w drogę. NA PÓŁNOC :)!
Na szczęście reszta stopów poszła jak po maśle. Osobóweczka z dziwnym typem, ciężarówka (o dziwo nie było żadnego problemu, by zatrzymała się na środku wjazdu na autostradę i zgarnęła 3 osoby do kabiny, po rozmowie jednak okazało się że nasz kierowca jest niezłym hardkorem i jeśli mówił prawdę, to swego czasu wiózł ze sobą aż 9 osób :D)! I tak w 5 godzin znaleźliśmy się w Poznaniu. Stacja benzynowa, trochę aut – będziemy pytać :)!
Patrzę i widzę dwóch chłopaków z plecakami rozmawiających z jakimś kierowcą. Niewiele myśląc zagadałam do nich co robią, dokąd jadą i w ogóle, wiadomo, człowiek z plecakiem na drodze to przyjaciel :)! Okazało się że są Litwinami i jadą do Hiszpanii, albo gdzie ich poniesie. Myślałam, że już ugadali się z kierowcą,
więc w żartach zapytałam właściciela samochodu, czy czasem nie miałby miejsca także dla naszej trójki. Kierowca otworzył szerzej oczy i mówi, że hmm… zaraz przyjadą jego synowie busem z akurat trzema wolnymi miejscami, i jeśli chcemy tak w ścisku jechać to nie ma sprawy, a Litwini mogą jechać z nim, bo akurat miał dwa miejsca u siebie. No jakbyśmy się umówili ;)! Takim sposobem załatwiłam naszej piątce (tak, Litwini nie zdążyli wcześniej zapytać o podwózkę ;)) stopa prosto do Hamburga :)!
Z chłopakami z naszego auta mieliśmy niezły ubaw. Rafał prowadził, a Michał miał radochę. Żonglowanie piłeczkami, piwo (nie kierowca oczywiście), jedzenie, gadanie,
i zanim się obejrzeliśmy, a już przed północą byliśmy na miejscu. Pożegnaliśmy się
z litewskimi kolegami i złapaliśmy stopa do domu kolegi Marcina, u którego mogliśmy się przespać, a rano dalej ruszać w drogę. Bez problemu zatrzymał się Niemiec, który podwiózł nas pod sam dom :)! Szczęście, nie ma co :)!
Zmęczeni porozmawialiśmy chwilę z gospodarzami, kolacja, prysznic i lulu. Rano
w drodze do sklepu postanowiliśmy poszukać SKARBU :)! (Zapomniałam dodać, że Rafał dość mocno był wkręcony w Geocaching i wieczorem z naszym niemieckim kierowcą zgadał się, że niedaleko stąd ukryty jest skarb). Poszliśmy do pobliskiego parku, niestety pogoda nie była już tak piękna jak w Polsce i z nieba siąpił deszcz. No to szukamy :)! Po paru minutach odnalazłam skrytkę i wyjęłam skarb z miejsca podobnego do studzienki kanalizacyjnej ;). Niezła zabawa, a i super OWCA jechała już z nami ;).
Po powrocie do mieszkania, pożegnaliśmy się z Marcinem i naszymi gospodarzami, wrzuciliśmy nasze garby na plecy i już sami z Rafałem ruszyliśmy w dalszą drogę do kraju miliona fiordów. Najpierw jednak trzeba było się przedostać z Niemiec do Danii, a z Danii przepłynąć na Półwysep Skandynawski.
Pogoda była dość słaba do łapania stopa. Kolega wywiózł nas na wylotówkę, ale za wiele to niestety nie pomogło… czekaliśmy ok. 2 godziny i w końcu udało nam się złapać cokolwiek, co wywiozło nas przynajmniej kawałek dalej na stację benzynową. Uff… ruszyło się :). Na stacji spotkaliśmy sympatycznego Szweda, który „ukradł” nam stopa do Norwegii… no ale co zrobić był na stacji pierwszy, więc jego kolej była :).
Deszcz lał, my czekaliśmy, aż ktoś się ulituje. W końcu zatrzymała się biała sportowa fura i zabrała nas na następną stację. Zawsze bliżej ;). Stamtąd natomiast zgarnęły nas 2 muzułmanki z rocznym dzieciaczkiem. Zdziwiłam się, że nie boją się nas zabrać, ale utwierdzały nas w przekonaniu, że potrzebującym trzeba pomagać i mamy wsiadać do nich. Przesympatycznie było, opowiadały o sobie, my o nas i tak podwiozły nas do portu, z którego ruszał prom do Szwecji.
Nie łatwo było złapać stopa na prom. Podczas poszukiwań odkryłam, że me nazwisko jest sławne i niejaki Mario Piasecki ma swoje ciężarówki, którymi wozi konie sportowe :D.
W końcu udało się znaleźć na parkingu polskiego kierowcę ciężarówki, który przemycił nas z Fehrman do Rødbyhavn. Pogoda się poprawiła, więc skorzystaliśmy i wyszliśmy na pokład promu. Pięknie :)! Wiatr rozwiewał włosy, morskie powietrze wypełniało nos, ach! Lato, radość i szczęście! Po godzinie byliśmy już na drugim brzegu.
Nasz kierowca podwiózł nas na stację i tam chwile odpoczęliśmy czekając na następną podwózkę. W słoneczku, uzupełniając płyny i napełniając żołądki.
Stamtąd zgarnęły nas fajne Dunki, które wyposażyły nas w bułki, które same piekły – pyszne <3! Jako że oszczędzaliśmy jedzenie i uczyliśmy się jak mało jeść, bo przecież Skandynawia mega droga i w ogóle, tak więc owy podarunek niezmiernie nas ucieszył :). Po dziewczynach, zgarnął nas młody chłopak, który podrzucił nas na następną stację promową, a tam znaleźliśmy następnego Polaka, który przemycił nas do Skandynawii! Wreszcie :)! Jak to u szczęściary bywa, promy udało się ogarnąć za… FREE :)! (A to dopiero początek wyprawy i moje szczęście dopiero zaczęło się rozkręcać ;)) Na promie podziwialiśmy przepiękny zachód słońca
i odkryliśmy, że ten ZACHÓD był o godzinie 23… Długie dnie i białe noce przed nami!
Zostaliśmy wywiezieni na stację benzynową i już nieco zmęczeni myśleliśmy co począć, czy może rozbić namiot gdzieś w krzakach, czy próbować dalej coś łapać. Oczywiście co? No spróbowaliśmy… i złapaliśmy następnego Polaka, który podrzucił nas dość spory kawałek, bo do Goteborga. I tak oto o 3 w nocy nadszedł czas na zasłużony odpoczynek. Rozbiliśmy namiot obok lasku przy autostradzie i nie mogliśmy się nadziwić, że noc tak naprawdę nocą nie jest, tylko zmierzchem ;).
Rano pobudka o 8 i dalej w drogę. Wróciliśmy na naszą stację i czekamy… czekamy… czekamy… czekamy… i nic! Nikt nas nie zabiera, nikt się nie zatrzymuje, ciężarówki stoją na pauzach, a my spalamy się w piekącym, szwedzkim słońcu…
Po paru godzinach oczekiwania, pytania, niemalże stawania na głowie, udało się zagadać do polskiego kierowcy ciężarówki, który zgodził się nas podrzucić pod Oslo. Ach! Cudownie, wreszcie NORWEGIA :)!
Śmieszna była to jazda. Nasz kierowca spoko gościu. Dobrze nam się wszystkim rozmawiało, opowiadaliśmy mu, że jedziemy do Norwegii szukać pracy i przy okazji zobaczyć coś ciekawego po drodze. Jego pierwszym pytaniem było: – Czy macie wędkę, żeby łowić ryby?? No i wędka miała być… bo przed wyjazdem pożyczyłam ten wspaniały wynalazek od taty mojej przyjaciółki (Palinko pozdrawiam ;)), ale niestety ja pojechałam, a wędka zapomniana została w domu… Eh… Co zrobić, trzeba będzie głodować, albo tworzyć wędkę z patyków, żyłek i haczyków. Kierowca niewiele myśląc, zaproponował, że pożyczy nam swoją wędkę i kiedyś, przy okazji, mu ją oddamy. Nie zdecydowaliśmy się jednak, ponieważ nadgabaryt byłby dość spory do noszenia, a i tak nieśliśmy już na plecach łóżka (karimatę), kołdry (śpiwory), nawet sam dom (namiot) , a i ja jeszcze miałam mały obciążnik w postaci aparatu fotograficznego, który swoje ważył i dawał się czasem we znaki. Grzecznie więc podziękowaliśmy i odmówiliśmy, jednak chęć świeżej rybki zwyciężyła
i zapytałam, czy może ma coś, z czego można zrobić prostą wędkę na patyku ;).
I dostałam – haczyki, kolorowe, gumowe przynęty i spławiki. Hehe, ja to zawsze mam szczęście. Dostaliśmy jeszcze jeść i pić (do tego czasu nasze zapasy zostały niemal nienaruszone – i jak tu nie kochać autostopu ;)).
Godziny mijały, a widoki stawały się coraz bardziej niesamowite. Jeszcze krótka przerwa na granicy Szwedzko – Norweskiej i oto jesteśmy! 1600 km od domu. Została godzina do Oslo. Góry, woda, słońce, mosty! Norwegia pełną parą!
A to był dopiero początek…
Zapraszam do dalszego śledzenia norweskiej wyprawy :)!
Te skarby to jakiś zwyczaj autostopowy, znajomy zostawił prezent czy jak dokładnie? 🙂
Wreszcie trochę zdjęć 🙂 Jakbyś zaznaczała punkty noclegowe na mapie, byłoby cudnie 😛
Skarby to całkiem inna bajka, możesz zobaczyć tutaj: https://www.geocaching.com/play :). Fajna zabawa, ludzie na całym świecie ukrywają skarby i podają współrzędne na stronie i później inni odnajdują ukryte skarby i w zamian dają inne. Są również skarby jak owieczka, które wędrują po całym świecie i nie powinno się ich zabierać tylko podawać w jak najdalsze miejsca. Zdjęć będzie dużo, dużo i jeszcze więcej :)! O punktach noclegowych pomyślę jak ogarnąć i będą ;)!
Fajne czekam na ciąg dalszy.
Dziękuję :)!
Już niebawem kolejne części relacji z wyprawy :).