MØRSVIKBOTN PO RAZ PIERWSZY

         Zapatrzona w srebrzyste i baśniowe góry nie spodziewałam się, że nagle zadzwoni do mnie telefon! Co to, kto to?! Dawno nikt do mnie nie dzwonił przecież. Wygrzebałam telefon z nerki, patrzę, a tu nieznany numer, kierunkowy norweski, więc żadne reklamy. Odebrałam. Okazało się, że to zniecierpliwiona Sissel wita mnie z drugiej strony i pyta kiedy będę. Odpowiedziałam jej, że właśnie jadę i niebawem powinnam być na miejscu. Chyba zdziwiło ją moje szybkie złapanie stopa ;). Chwilę pogadałyśmy, że właśnie do nich zmierzam, że mniej więcej wiem gdzie mieszka, i że jestem w około połowie drogi do Mørsvikbotn.

Ten telefon trochę mnie uspokoił, bo szczerze mówiąc, zaczynałam nie wierzyć w to, co właśnie się dzieję :D. Tu porzucenie, tu odrzucenie mojej propozycji pracy w hotelu, a tu nagle poznanie Elizabeth, która kompletnie mnie nie zna, a załatwia mi pracę u swojej siostry. Do której ponadto jadę błyskawicznie złapanym stopem :D. Serio czułam się jak w jakimś filmie, albo jeszcze lepiej, we śnie :P… I kto mi powie, że nie jestem szczęściarą ;)?

O 17:30 dotarliśmy do Mørsvikbotn. Nie wiem skąd, ale Per-Håkon doskonale wiedział gdzie mieszka Sissel. Dziwne trochę, bo później pytałam moich gospodarzy, czy znają tego człowieka, to kompletnie nie wiedzieli kim mógłby on być i skąd może ich znać :P. Śmiesznie.

Do wioski wjeżdża się bezpośrednio z E-6, przejeżdża się przez most, przechodzący nad niewielką rzeką, dającej początek przepięknemu fiordowi, nad którym położone jest miasteczko.

Gdy mijaliśmy most, spojrzałam mojemu kierowcy przez ramię i nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Moim oczom ukazał się jeden z piękniejszych widoków, jakie kiedykolwiek w życiu widziałam. Zachwyciłam się ogromnie. Niesamowitego kształtu góra majestatycznie wypełniała krajobraz, pod nią przepiękne morze, do tego słońce, które promieniami oświetlało morskie fale i spływającą ze szczytów wodę, tworząc srebrzyste smugi. Pomyślałam sobie tylko tyle, że ludzie, którzy tu mieszkają mają ogromne szczęście widząc codziennie takie cuda natury. Pomyślałam sobie, że „Mogłabym tu zamieszkać dłużej, z takimi widokami” :). (i… uważaj o co prosisz – sprawa wyjaśni się później ;))

Pojechaliśmy dalej w głąb fiordu i dojechaliśmy do czerwonego domku, skręciliśmy w podwórko i tam Per-Håkon mnie wysadził. Podziękowałam mu ogromnie i pożegnaliśmy się. Kierowca pojechał dalej do Mo i Rana, a ja z moim całym dobytkiem na plecach stałam przed uroczym, czerwonym domkiem, gdzie pewna rodzina siedziała sobie przy kawie na tarasie, mały chłopczyk biegał dookoła i bawił się na podwórku, a pies ujadał przywiązany na dłuuuuugalaśmym łańcuchu.

Przez chwilę stałam jak wryta, bo nagle uświadomiłam sobie co właściwie się stało :D. Jak już się otrząsnęłam, zauważyłam, że kobieta zaprasza mnie do nich. Podeszłam i powiedziałam tylko: „Hei. It’s me, Martyna :D” (i to był początek przepięknej przyjaźni <3, ale zacznijmy od początku ;))…

Domyślili się już pewnie, że to ja, ale trzeba było jakoś zacząć gadkę ;). Rodzinka przedstawiła mi się, ja zrzuciłam plecak na ziemię. Nie myśląc długo, od razu zapytałam, gdzie mogłabym rozbić sobie namiot, bo nie chciałabym przeszkadzać i w ogóle. Dostałam zdumiewającą odpowiedź:

„No wiesz… Hmm… Oczywiście możesz rozbić namiot, jeśli chcesz, ale myśleliśmy z moim facetem, że właściwie to mogłabyś spać u nas w domu, mamy akurat wolny pokój, nie musisz rozkładać namiotu. Ale jeśli wolisz w namiocie, to oczywiście, możesz rozbić się tu gdzieś nieopodal…”

Szczęka opadła mi do samej ziemi, aż nie wiedziałam co mam odpowiedzieć :D. Ludzie znają mnie 3 minuty, do tego znalazłam się tu tylko i wyłącznie dzięki temu, że zapukałam do drzwi siostry gospodyni, a oni już mi dają pokój u siebie w domu!

Widząc moje zdziwienie, Sissel dodała, że właściwie, to nie mają nawet za bardzo nic, co ewentualnie mogłabym ukraść, czy wynieść z ich domu, na co ja bez namysłu szybko odpowiedziałam, że nawet jeśli chciałabym coś ukraść, to nie zmieści mi się to do plecaka, tak jest wypchany :D. Chyba dobra riposta, nie :D? Dopiero jak wypowiedziałam to zdanie, to uświadomiłam sobie co palnęłam :D. (do tej pory śmiejemy się z tych naszych powitalnych tekstów :P)

Oczywiście z przyjemnością przyjęłam propozycję spania w domu. Wygodniej, przyjemniej, cieplej, bardziej komfortowo i w ogóle fajnie zamieszkać z norweską rodziną i zobaczyć jak żyje się na co dzień w północnej Norwegii.

Przedstawiłam się już wszystkim domownikom i na spokojnie usiedliśmy razem na tarasie. Poczęstowali mnie pyszną kawą (ach, jak dawno nie piłam dobrej, domowej kawy <3). Pokazałam im kartkę od Elizabeth oraz pomocniczą kartkę do szukania pracy z tekstem po norwesku. Pośmialiśmy się, opowiedziałam im w skrócie historię z Elizabeth, o szukaniu źródła zarobku oraz wcześniejsze przygody, festiwal, porzucenie i północną wycieczkę na Nordkapp.

Mieszkańcami tego uroczego domku byli (i dalej są ;)): Sissel, jej facet Geir, ich super żywiołowy synek Heika oraz uciekający zawsze do lasu za zwierzyną pies, a raczej suczka Irja. Wspaniała rodzinka. Dużo pozytywnej energii, uśmiechu i radości w nich :). Zaczęliśmy trochę rozmawiać dowiedziałam się w końcu, jakie to ja papiery miałabym ciąć :P. Okazało się, że rodzina jest dość mocno ukierunkowana artystycznie i te „papiery”, to ozdoby na świeczki :). Może być ciekawie :). A przy okazji, to piękne rzeczy robią. Uzdolnieni i pomysłowi! Dobrze trafiłam :)!

Wypiliśmy kawę i Sissel wypaliła do mnie z pytaniem, czy lubię pływać. Kurde, to nie dzieje się naprawdę, chyba wszyscy czytają mi ostatnio w myślach! UWIELBIAM PŁYWAĆ odpowiadam. A nie chciałabyś się wybrać ze mną popływać trochę w fiordzie? Właśnie miałam tam iść po kawie. Może chcesz dołączyć? OCZYWIŚCIE, ŻE CHCIAŁABYM SIĘ WYBRAĆ POPŁYWAĆ! MARZĘ O TYM OD RANA :D! Wszechświat zdecydowanie mi sprzyja <3!

Sissel ucieszyła się, że nie musi iść sama, a ja byłam dosłownie wniebowzięta, że będę mogła wykąpać się w fiordzie, w tej przepięknej okolicy. Upał dawał się też we znaki, więc z jeszcze większą przyjemnością wyjęłam tylko rzeczy do pływania z plecaka, przebrałam się i już byłam gotowa :P.

Przed wyjściem gospodarze pokazali mi mój nowy pokój, gdzie mogłam wrzucić swoje rzeczy. Weszłam do domu. Piękne wnętrze, a w środku można było wyczuć domową atmosferę. Myślę, że chyba będzie mi tu dobrze :). Pokój znajdował się na górze. Weszłam po drewnianych schodkach i Sissel zaprosiła mnie do maleńkiego pokoiku. Całkiem przyjemnie, zdecydowanie wygodniej niż w namiocie ;). Dostałam pokój z fajnym widokiem, łóżko i świeżą pościel <3. Nawet w śpiworze spać nie będę musiała :P. Cudo!

Przed pływaniem poszłyśmy jeszcze do studia, w którym Sissel miała swoją pracownię. Całkiem spory dom i ogrom ciekawych rzeczy na każdym kroku!

Później pojechałyśmy samochodem na most, ten który mijałam wjeżdżając do wioski. Zanim jednak tam dotarłyśmy, Sissel zatrzymała się przy małym, drewnianym tartaku, gdzie siedziało kilku chłopaków i mężczyzn. Wysiadła i mi poleciła zrobić to samo. Wyszłam więc też z auta. Okazało się, że siedzący na kłodach ludzie to jej rodzina i znajomi. Tak właśnie poznałam jej brata – Erlenda, jej tatę – Erlinga (oboje wymienieni byli na kartce ;)), ich znajomego – Ivana oraz kilka innych osób. Wioska jest mała, więc wieść o jakiejś dziewczynie, która przyjechała z Polski i znalazła pracę tutaj, szybko się rozniosła ;P.

W końcu przyszedł czas na upragnioną kąpiel <3! Poszłyśmy nieopodal mostu, gdzie rzeka łączyła się z fiordem. Szybko zrzuciłam ubrania i byłam gotowa  wskoczyć do wody! Przezornie jednak zanurzyłam najpierw palec u nogi (pomimo upału w końcu to Norwegia i woda może być co najmniej zimna). Woda okazała się dość lodowata :P. Zrezygnowałam więc z wbiegania do morza i postanowiłam powoli przyzwyczajać rozgrzane ciało do zimna.

 

W końcu wlazłam do wody. Wspaniałe uczucie. Orzeźwiająca i krystalicznie czysta woda aż zachęcała do pływania. Widok, który rozpościerał się za nami sprawiał, że znów nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście! Przepiękne, srebrne góry, słońce i przejrzysta woda! Czego chcieć więcej :)?

Taplałyśmy się w rzekomorzu, trochę popływałyśmy, a woda okazała się cieplejsza, niż na początku, tylko okrutnie słona!

Sissel pokazała mi też fajny trik. Otóż. Latem w Norwegii jest dzień polarny, a jeśli jest dzień polarny i ładna pogoda, to słońce świeci tu prawie non stop, a jeśli świeci słońce, to nagrzewa kamienie, również te, które znajdują się pod wodą, a jeśli gromadzą ciepło, to i zaraz oddają je do opływającej je wody ;). Wyglądało to trochę tak, jakby kamienie parowały pod powierzchnią, mieszając prądy ciepłe i zimne, choć nie wiem, czy nie spowodowane to było mieszaniem się wody słodkiej ze słoną ;). Mniejsza z tym ;). Pływałyśmy zatem przy większych kamieniach i kąpiel okazała się całkiem przyjemna i ciepła. Normalnie jak podgrzewany basen! Cudownie to mało powiedziane, ja byłam w RAJU <3!

Gdy już się wymoczyłyśmy i wypływałyśmy, pojechałyśmy z powrotem do domu. Okazało się, że moi nowi gospodarze będą mieli dzisiaj gości i niestety nie było kompletnie przygotowani na moje przybycie, dlatego z tej okazji mają dla mnie propozycję.

„Czy nie chciałabyś może wybrać się z moim bratem w góry? Tak, żeby Ci się nie nudziło.” – Zapytała Sissel. Od razu odpowiedziałam, że pewnie, czemu nie. Z przyjemnością wybiorę się na spacer. Nie miałam pojęcia ile tu zabawię, a widoki prezentowały się zjawiskowo, dlatego też korzystałam z każdej okazji, by poznać to miejsce. Zgodziłam się zatem na spacer, choć troszkę to było dziwne dla mnie, wysyłanie mnie od razu z jakimś obcym chłopakiem, jej bratem w góry :P. Na dodatek z bratem mojej nowej szefowej ;). No ale dobra, czemu nie :P.  Czułam się bardzo bezpiecznie, a spacer zawsze jest spoko :)!

(Jak się później okazało, sytuacja wyglądała równie dziwnie ze strony jej brata. Z tego co się dowiedziałam, Sissel zadzwoniła do niego i zapytała, czy nie poszedł by z taką jedną Polką, która będzie u niej pracować, w góry, bo oni mają gości, a nie chcą żebym siedziała sama. Zgodził się, ale kompletnie nie miał pojęcia, z kim będzie miał do czynienia i właściwie czemu został wrobiony na łażenie z jakąś obcą dziewczyną, w nocy po górach :D).

Erlend przyszedł po mnie o 22:00 i udaliśmy się na wycieczkę. Oboje byliśmy chyba równie skrępowani decyzją o wspólnym spacerze, bo rozmowa niby się kleiła, ale było dziwnie :P. Na szczęście z biegiem wchodzenia pod górę, atmosfera się rozluźniała i całkiem spoko nam się później gadało.

Pomimo tego, że był środek nocy, było jasno jak za dnia. Na niebie malowniczo układały się delikatne chmury, które dodawały widokom jeszcze więcej uroku i magii. Słońce schowało się już za pobliską górę, ale niebo nadal było rozświetlone jego promieniami.

I tak sobie szliśmy w górę, rozmawiając o tym i o tamtym, o podróżach, o szkole, o fotografii (okazało się, że też jest zafiksowany na punkcie robienia zdjęć). Po drodze mijaliśmy coraz to nowsze dla mnie formy terenu i skał. A to obła skała z zaciekami, tworzącymi mnóstwo równoległych linii, tworzących piękny obraz na kamieniu.

Podążaliśmy wyżej. Na tym poziomie zaczęły się tereny podmokłe i pojawiło się kilka jezior. Pogoda była bardzo przyjemna jeśli chodzi o piesze wędrówki, a brak wiatru sprawiał, że tafle wody zamieniały się w naturalne, ogromne lustra. Przepięknie. Można było podziwiać wspaniałe obrazy natury, gdzie góry przeglądały się w jeziorach.

Nieopodal przyuważyliśmy też trop łosia. Ach, jak cudownie, że istnieją jeszcze lasy, w których przechadzają się dzikie zwierzęta <3!

Erland prowadził mnie w jeszcze wyższe partie góry. Okazało się, że miejsce, do którego mnie szliśmy, to mała hytte – domek, w którym można odpocząć podczas górskiej wyprawy, posilić się, przespać, rozpalić ogień i spędzić miło czas.

Usiedliśmy na ławce, żeby odpocząć i napiliśmy się pysznej kawy. (tak w Norwegii kawę pije się tak, jak u nas herbatę. Non stop kawa, przed spaniem kawa, rano kawa, w południe kawa, kawa musi być zaparzona w domu non stop, ale o norweskich zwyczajach opowiem w osobnym poście ;)).

Zaczęło się robić późno, słońce schowało się za górami, a przed nami jeszcze niecała godzinka drogi w dół. Postanowiliśmy więc pomału wracać do domu. Po drodze mogliśmy podziwiać pięknie oświetlone promieniami słońca góry po drugiej stronie fiordu.

 

Wróciliśmy koło 23:30. Lekko zmęczeni, ale szczęśliwi, już nieco mniej skrępowani, bo zdążyliśmy odrobinę się poznać weszliśmy do domu Sissel. Akurat robili kolację, na którą zostaliśmy zaproszeni :). Zjedliśmy pyszne kanapki, ze świeżo pieczonego chleba <3.

Jako, że nikomu jeszcze nie chciało się spać, a gospodarze chcieli jakoś wynagrodzić mi to, że nie mieli dla mnie wcześniej czasu, zaproponowali, byśmy siedli sobie wszyscy razem i obejrzeli jakiś film. Pewnie, czemu nie?

Padło na film „Trolljegeren” – „Łowca trolli” :D. Typowo norweskie kino. Historia trójki studentów, którzy robią film o polowaniach na niedźwiedzie w Norwegii. Podążają oni za Hansem – domniemanym kłusownikiem. Jednak kłusownik zwierzyny okazuje się być kimś zupełnie innym :P. Norweska produkcja charakteryzuje się dużym poczuciem humoru i mocnym natężeniem absurdu :D. Coś w stylu norweskiego Blair Witch Project :D.

Jeśli jesteście ciekawi filmu to zobaczcie trailer:

Po filmie, zmęczona wrażeniami i całym dniem podziękowałam wszystkim za wspaniały czas, życzyłam dobrej nocy i  poszłam spać do swojego nowego pokoju :). Otworzyłam okno i padłam na łóżko, otuliłam się świeżutką pościelą i nawet nie wiem kiedy usnęłam.

Ciekawe co w zanadrzu ma dla mnie jutrzejszy dzień :)?

Martyna Opublikowane przez:

Jeden komentarz

  1. […] Otóż… kiedyś, w sumie to dokładnie 3 lata temu, trafiłam w to miejsce szukając sezonowej pracy, i znalazłam (o tym jak całkiem nie przypadkiem znalazłam się w Mørsvikbotn możecie przeczytać tutaj: http://catchingdreams.pl/pukajac-do-drzwi/). Nie tylko pracę tu znalazłam, ale też ówczesnego chłopaka i jego cudowną rodzinę, której członkowie stali się moimi przyjaciółmi i praktycznie czułam jakby zaadoptowali mnie od razu, jako członka swej wielkiej familii <3. Znalazłam tu również wspaniałe i przepiękne miejsce do spędzenia wakacji w Norwegii (tu możecie przeczytać o moim pierwszym dniu w Mørsvikbotn http://catchingdreams.pl/morsvikbotn-po-raz-pierwszy/). […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *