NIEOCZEKIWANA ZMIANA PLANÓW

Cały czas jechaliśmy drogą między fiordami i co chwilę przejeżdżaliśmy przez mosty, mijaliśmy wybrzeża, tunele, jeziora, wodospady, lasy, góry i promy. Taka o, typowa norweska droga ;).

W międzyczasie magiczny Facebook okazał się niezwykle pomocny. Jeszcze w Bergen wstawiłam sobie na mój profil zdjęcie ze szczytu Ulriken, po prostu, ot tak, by pokazać znajomym co fajnego widziałam. Nie spodziewałam się natomiast tego, co się wydarzyło 😛!

Gdy byliśmy w drodze do Ålesund, odezwał się do mnie Torbjørn, kolega, którego poznałam kilka lat wcześniej, za pośrednictwem mojego norweskiego ex (których zresztą poznałam w swoim rodzinnym Piotrkowie Trybunalskim :P, ach śmieszne te „przypadkowe” spotkania).

Akurat się złożyło, że Torbjørn był w domu i zaprasza nas do siebie, jeśli będziemy gdzieś w pobliżu. No i czemu nie… :D? Już mówiłam, jak jest okazja, to korzystam, bo później jak nie skorzystam, to żałuję ;). Brak planu i człowiek może wszystko! Zamiast do Ålesund, jedziemy na wyspę Aukra (niedaleko Molde), na której mieszka mój znajomy z rodzinką.

Na początku zgarnęła nas miła pani, która wiozła nas dobre parę godzin. Wtedy właśnie pierwszy raz jechałam w pełni elektrycznym autem! Wow! Co za jazda. Cichutkie jak myszka i nawet nie słychać czy jest odpalony czy nie… Autostop ;). Pogoda w dalszym ciągu była wcale nie norweska. Upał i słońce non stop. Podczas jazdy pani opowiadała nam trochę o okolicy, a i nawet zostaliśmy obdarowani lodami na ochłodę upalnego dnia :).

IMG_5146

IMG_5149

IMG_5155

Oczywiście po drodze znów mieliśmy przeprawę promowa. Niestety, nasza pani kierowca nie była tak hojna jak reszta i kazała sobie zapłacić za bilet. I tu problem, bo my nie zdążyliśmy jeszcze wymienić eurasów na korony i bieda… Na szczęście Rafał miał jakieś resztki bilonu z poprzedniego wyjazdu do Norwegii i zapłacił za bilety. Uff… Na szczęście to było raptem kilka koron! Tyle już czasu w Norwegii, a nie było gdzie wymienić kasy… No nic. Tak bywa :). Na szczęście bez przypału!

IMG_5104

IMG_5112

Po przeprawie promowej, pani podwiozła nas kawałek dalej i oznajmiła, że już w naszą stronę nie jedzie. Zgarnęliśmy więc manatki i łapaliśmy dalej :). Udało się upolować następnego kierowcę, który okazał się być menadżerem do spraw sprzedaży na farmie rybnej, legitymujący się wizytówką znanej w Norwegii grupy AGA – Tor Erik. Ciekawych ludzi poznaje się po drodze :).

Strasznie pozawijana była ta nasza droga z Torem Erikiem. Jechaliśmy trasą dookoła fiordu. Patrząc na drugą stronę myślałam, że za parę minut tam będziemy, ale niee, nie ma nawet takiej opcji. Droga była tak pozakręcana i pozawijana, że po ponad godzinie udało nam się przybyć na przeciwny brzeg, a to nie była nawet połowa podróży ;). Ponadto pogoda zaczęła się zmieniać i pośród wspaniałych widoków, wysokich gór i wszechogarniającej dookoła wody w różnej postaci, zaczęła gonić nas dość pokaźna burza z piorunami i błyskawicami.

Wyobraźcie sobie tylko, że jedziecie sobie grzecznie pomiędzy wysokimi górami w wąwozie, a dosłownie na ogonie macie tak ogromną siłę natury. Wyglądało to trochę strasznie – pomiędzy dwoma wysokimi wzgórzami, w dolinie było widać masy zrzucanego z nieba deszczu, a wody w powietrzu było tak niezmiernie dużo, że nie widać nic, poza ścianą deszczu! Strach się bać ;). Na szczęście burzy uciekliśmy, a dogoniła nas tylko niegroźna mżawka.

IMG_5170

Tor Erik okazał się wspaniałym człowiekiem i choć siedziałam na tylnym siedzeniu i bardzo starałam się usłyszeć o czym rozmawiają z Rafałem, udawało mi się wychwycić tylko co drugie słowo, więc nie powiem Wam o czym gawędziliśmy, a raczej o czym gawędzili oni ;), gdyż sama nie wiem :D. Jednak pomimo tego, iż nie wiedziałam o co chodzi, Erik pokazał nam po drodze kilka ciekawych widoków, zdecydowanie wartych uwagi.

Jednym z nich był ogromny, przeogromny fiord Nedre Ljøen. Nedre Ljøen to część Storfjorden, podobnie jak sławny Geiranger, tyle że leżący po zachodniej stronie. Nie tak słynny, a jednak równie urodziwy. Przepiękne miejsce niemalże przytłaczające swoją wielkością. Natura ma moc! Tor Erik opowiedział nam, że w dawnych czasach ludzie prowadzili gospodarstwa u brzegów tego fiordu po drugiej stronie, u stóp wielkiej góry i ich domki nadal tam są (oczywiście już nie zamieszkałe). Jakże ciężko było im żyć, gdy nie mogli przedostać się na drugą stronę góry, ani na drugą stronę wielkiej wody. Zrobiliśmy parę zdjęć, przewietrzyliśmy się, i ruszyliśmy w dalszą drogę.

IMG_5187

IMG_5179

IMG_5178

IMG_5191

IMG_5193

Nasz kierowca zaproponował, że chętnie zawiezie nas kawałek dalej, ale najpierw musi odwiedzić swoich znajomych i odbić trochę z głównej drogi i jeśli nam to nie przeszkadza, to chętnie zabierze nas tam ze sobą i później podjedziemy bliżej Molde. Pojechaliśmy więc z Torem. Na miejscu poznaliśmy uroczą rodzinkę, mieszkającą w pięknym, letniskowym domku w górach, w tzw. norweskiej hytte, której dach kryty był ziemią i trawą. Nieziemski widok mieli z salonowego okna na górskie stoki :)! Posiedzieliśmy chwilę, opowiedzieliśmy o sobie, Erik załatwił swoje sprawy i pojechaliśmy dalej.

IMG_5202

IMG_5206

Po drodze mieliśmy jeszcze jedną przeprawę promową. Słońce chyliło się pomału ku zachodowi – było koło 23:00 – i choć ciemność nawet nie miała zamiaru nastąpić, zaczęliśmy być lekko zmęczeni. Oczywiście trafiło się nam (jak zwykle prawie), że również nie musieliśmy płacić za prom, gdyż nasz kierowca nie chciał od nas żadnych pieniędzy (których jeszcze nawet nie mieliśmy, gdyż jak wspomniałam, nie zdążyliśmy ich wymienić :P). Tor zawiózł nas jeszcze kawałek w dogodne miejsce na postawienie namiotu i pojechał w swoją stronę.

IMG_5221

IMG_5223

IMG_5224

IMG_5240

IMG_5244

Pogoda znów zrobiła się ładna, choć nadal było chłodno. Szukaliśmy miejsca pod namiot przy drodze, by rano być szybko zwartym i gotowym na łapanie dalszej okazji i szybko dotrzeć do moich znajomych.

Niestety przydrożny las był usłany milionem gałęzi, kamieni, mrówek, ściółki i szyszek, a gdybyśmy nawet chcieli przygotować podłoże do spania, to pożarłyby nas krwiożercze bestie fruwające dookoła – teren był bardzo podmokły i komary miały tu istny raj ;). Podczas poszukiwań dobrego miejsca, weszliśmy niechcący na czyjś teren prywatny i zważając na wcześniejsze ostrzeżenia, nie chcieliśmy się narażać na to, by ktoś nas tam znalazł.

IMG_5245

Udaliśmy się więc do pobliskiego domu, by zapytać, czy możemy się rozbić na ich terenie, przespać się przez parę godzin i ruszyć dalej. Niestety gospodarz zmierzył nas wzrokiem i zdecydowanie odmówił, ale zaproponował, że możemy rozbić się na boisku, ponieważ niedaleko stąd jest szkoła. Podziękowaliśmy więc za radę i udaliśmy się we wskazane miejsce.

Na szczęście szkoła nie była daleko, bo już zmęczenie dawało się ostro we znaki. Znaleźliśmy czyste i miękkie miejsce by rozbić namiot i poszliśmy spać.

Następnego dnia obudziliśmy się koło 8 rano, zwinęliśmy namiot, pochłonęliśmy śniadanie, ogarnęliśmy plecaki i poszliśmy z powrotem na drogę, by dotrzeć do moich przyjaciół.

Szliśmy, szliśmy i złapaliśmy – Rolanda – Australijczyka! 🙂 Doskonale się z nim rozmawiało. Fajny, pozytywny gościu! Pokazał nam swoje zdjęcia z wakacji i przy okazji podróży poślubnej (piękne, ciepłe, o ile dobrze pamiętam, to tajlandzkie plaże:)). Po drodze oczywiście czekała nas następna przeprawa promowa. I znów oczywiście za prom kierowca pieniędzy żadnych nie chciał, gdyż powiedział, że i tak jedzie w tą stronę, a tu i tak płaci się tylko za auto, a nie za poszczególne osoby. No i dobra, lepiej dla nas, bo nadal nie mamy żadnych koron w kieszeniach ;).

Pogoda była doskonała. Widoki podczas płynięcia statkiem istnie nie norweskie bardziej kojarzyły mi się z chińskimi (chociaż tam mnie jeszcze nie było). Lekka mgiełka unosiła się nad taflą wody, słoneczne refleksy odbijały się magicznym światłem w lekkich falach, a błękitne szczyty wyrastały prosto z morza, aż po niebieskie niebo. Raj!

IMG_5264

IMG_5288

IMG_5282

IMG_5296

IMG_5298

IMG_5303

IMG_5310

Na pokładzie była chwila by zrobić sobie pamiątkową fotkę i jeszcze trochę się nagadać. Już będąc w Molde kontaktowałam się z Torbjørnem, że niebawem będziemy u nich. Ucieszył się i powiedział, że musimy przeprawić się promem na wyspę i z portu odbierze nas jego mama (ale dlaczego mama, a nie on sam, tego nie wiedzieliśmy – okazało się później ;)). Miejscem docelowym Rolanda było właśnie Molde, dlatego też bez problemu zawiózł nas na trasę prowadzącą w kierunku wyspy. Nie czekaliśmy długo. Z przystanku, na którym staliśmy, zgarnął nas młody chłopak wracający z nurkowania. Zawiózł nas on właśnie do promu płynącego na Aukrę.

Korzystając z pięknej pogody, podczas oczekiwania na prom, wygrzewałam się w słoneczku Po kilkunastu minutach znów czekała nas przeprawa przez norweskie wody ;). Poczekaliśmy, aż wjadą wszystkie auta i weszliśmy na pokład. Nie znając reguł jak zachować się na promie pieszo, weszliśmy z naszym ciężkim bagażem na podest i stamtąd podziwialiśmy widoki. Nie wiedząc czemu, nikt do nas nie podszedł, by zebrać opłatę za przeprawę (nie wiem czy prom był akurat darmowy dla pieszych, czy ktoś stwierdził że od tych umęczonych podróżników kasy nie chcą ;)). Tak czy inaczej nadal nie wydaliśmy NIC :D!

IMG_5315

IMG_5317

IMG_5318

Po kilku minutach dotarliśmy na Aukrę. Na brzegu czekała już na nas mama. Śmiesznie, bo nigdy wcześniej ani ja nie widziałam jej, ani ona nas. Na dodatek, znałam tylko Torbjørna, a oprócz niego NIKOGO Z JEGO RODZINY :D! Ponadto ostatni raz widzieliśmy się kilka lat wcześniej, gdy jeszcze nie miał ani swojej dziewczyny, ani córeczki :). Będzie wesoło! No to jedziemy!

droga1

duza droga

Jesteście ciekawi spotkania ze starym znajomym, z którym nie widzieliśmy się przez dobrych parę lat i co wydarzyło się na wyspie? Jeśli tak, to zapraszam do śledzenia następnych części przygody ;).

Martyna Opublikowane przez:

2 komentarze

  1. Justyna T.
    4 listopada 2015
    Reply

    Dom z trawą na dachu – genialne! 🙂
    Ciekawe czy jest możliwość wyjścia na dach i rozłożenia się na kocyku 😀
    Uwielbiam Twoje/Wasze szczęście w trakcie tych wszystkich podróży!
    Pozdrawiam serdecznie i oczywiście czekam na ciąg dalszy.
    PS Zdjęcie, na którym widać ścianę deszczu jest mega mistrzowskie!

    • Martyna Piasecka
      4 listopada 2015
      Reply

      Domki z trawą wyglądają genialnie, polecam zobaczyc na własne oczy :). Co do używania ich dachów jako tarasu, tego nie jestem pewna, w sumie z ciekawości sama muszę się teraz dowiedziec ;). Byłoby super jakby dało radę!
      Cieszę się, że przygoda się podoba. Jeszcze „nasza” przygoda, ale niebawem… tego dowiesz się za kilka wpisów ;). Hehe.
      Dzięki, goniąca nas ściana deszczu była trochę straszna :).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *