PIKTOGRAMY W ALTA

Jechaliśmy na południe, znów zaczęły pojawiać się górzyste tereny, a po drodze mijaliśmy piękne krajobrazy, góry, jeziora, przechadzające się renifery, miliony fioletowo-różowych kwiatków i pełne zieleni, rachityczne, brzozowe lasy. Co jakiś czas na poboczach pojawiały się stoiska, gdzie wystawione były wyprawione skóry, poroże, rękodzieło ludów Saami, renie mięso i inne pamiątki, które można opchnąć przejeżdżającym turystom (choć muszę przyznać, że wyroby ludów Saami są przepiękne i bardzo dopracowane).

img_9291

img_9283

img_9290

img_9289

Wolfgang miał marzenie, by kupić sobie skórę renifera, więc zatrzymaliśmy się przy jednym ze sklepików i obejrzeliśmy cały asortyment. Skór było co nie miara! Wystawione na drewnianym stojaku przy drodze. Do wyboru, do koloru. Trochę to straszne, zważając, że nie jem mięsa i żal mi tych pięknych stworzeń, które musiały oddać życie dla człowieka. Z drugiej strony jednak, dobrze, że jak już zabijają, to wykorzystują zwierzę w pełni, od pozyskania skóry, mięsa, poroża i pewnie na wielu innych nie znanych mi rzeczy kończąc.

Poszliśmy do małego domku, gdzie wystawionych było jeszcze więcej rzeczy. Zaczynając od wspomnianych wcześniej skór, poroża, poprzez ręcznie dziergane wełniane i filcowe skarpetki, kamizelki i czapy z (moim zdaniem lisiego) futra :(…, na tradycyjnych elementach ubioru Saamów kończąc (torebki z reniej skóry, specjalne buty również z renifera, wełniane i skórzane buciki dla dzieci i wiele, wiele więcej pięknych rzeczy).

img_9287

Wolfgang miał nadzieję, że uda mu się w końcu wymienić swoją butelkę wódki, więc postanowił znów zapytać, czy za alkohol, nie daliby mu jednej ze skór, w ramach wymiany towarowej. Niestety, sprzedawczyni ubrana w tradycyjny strój, odmówiła i zdecydowała, że w grę wchodzi jedynie wymiana towarowo – pieniężna ;). Jako, że było to jedno z ostatnich miejsc tego typu po drodze (będących jeszcze w Finnmarku), bo zbliżaliśmy się pomału do Alty, mój Niemiec zdecydował się jednak kupić jedną ze skór. Poprosił mnie o pomoc przy wyborze i po pewnym czasie udało nam się wybrać skórkę idealną (nadal ubolewam, że zwierzę musiało poświęcić swe życie…).

Wpakowaliśmy zakup do bagażnika i ruszyliśmy dalej. Po 14:00 byliśmy już na miejscu, w Alta.

Alta to miasto znajdujące się w prowincji Finnmark. Znów idąc za wikipedią, położona jest nad brzegiem Altafjord, u ujścia rzeki Altaelva. Mimo tak polarnego położenia, dzięki Golfsztromowi zasilającemu wody Morza Norweskiego ciepłymi prądami z Zatoki Meksykańskiej, klimat tu panujący jest dość łagodny. Dogodne położenie Alta, w wewnętrznych partiach fiordu, sprawia, że krajobraz jest tu zróżnicowany. Są tu lasy, górskie płaskowyże oraz krajobrazy nadmorskie i górskie. Przybywający tu turyści, mogą wybierać spośród wielu atrakcji na świeżym powietrzu  na przykład górskie wędrówki, wycieczki rowerem lub wypad na ryby.

Latem można wybrać się na zwiedzanie rysunków i rytów naskalnych w Hjemmeluft. W okolicach miasta odnalezione zostały rysunki naskalne, pochodzące sprzed około 6,2 tysiąca lat (!). Znalezisko zostało zapisane na listę światowego dziedzictwa ludzkości UNESCO w 1985 roku. Ta grupa rzeźb skalnych nosi ślady osadnictwa z lat około 4200 do 500 p.n.e. Stanowi najważniejszy dowód osadnictwa i działalności człowieka na tym obszarze w czasach prehistorycznych. Jest to tzw. sztuka arktyczna (sama nazwa odnosi się do zespołu rytów naskalnych w Skandynawii i północnej Rosji), czyli rysunki, które były wykonywane przy pomocy ostrych narzędzi metodą piktażu (wykuwanie punktami). Motywami rytów były głównie: sylwetki ludzi (w tym ludzi na nartach), ssaków (łosie, renifery, niedźwiedzie, wieloryby), ptaków, ryb, gadów, ponadto znaki i łodzie. W północnej części Norwegii rysunki o dużych rozmiarach wykonywano metodą rytu na ścianach skalnych bądź na płaskich poziomych blokach kamiennych. Ryty norweskie charakteryzowały się wysokim poziomem realizmu i mają cechy wspólne z niektórymi paleolitycznymi dziełami sztuki.

Zimą natomiast Alta zmienia się w raj dla obserwatorów zorzy polarnej.

Objechaliśmy całe miasto w poszukiwaniu słynnego muzeum piktogramów, aż w końcu odnaleźliśmy je nieopodal, w miasteczku Hjemmeluft. Wolfgang przed wejściem do muzeum chciał jeszcze zajrzeć do sklepu, więc zostawił mnie przy parkingowych stolikach, sam zaś ruszył na zakupy. Zabrał samochód i wszystko, co w nim było :P. Zostałam całkiem sama, jedynie z moim aparatem fotograficznym i telefonem ;). Na szczęście wrócił po pół godzinie ;), zjedliśmy lunch i weszliśmy do środka.

Pochodziliśmy trochę po wielkim holu usłanym sklepami z pamiątkami, barami, kilkoma artefaktami w gablotach i kasą. Fajnie, bo udało mi się złapać też trochę Internetu i mogłam podzielić się z rodzinką i znajomymi tym, co się ze mną dzieje, gdzie jestem i czy żyję ;).

Mój przyjaciel kupił nam bilety (znów na jego garnuszku…) i weszliśmy do środka.

Idąc za znalezionym w Internecie opisem muzeum (http://myvimu.com/blog/muzeum-na-krancu-swiata-%E2%80%93-alta-fiord/) powiem Wam trochę o ważniejszych faktach tego obszaru. Muzeum to dość spory terenie, z wyznaczoną około 3 kilometrową ścieżką pośród płyt skalnych ozdobionych rytami.

Piktogramy w Alta są największym znanym nam zbiorem rysunków sztuki naskalnej w Europie Północnej. Wykonane zostały głównie przez myśliwych i zbieraczy.

Wspólnymi elementami w zapisanych scenach i kompozycjach są głównie renifery, łosie, niedźwiedzie, lisy, ryby (np. ceniony do sziś w kuchni norweskiej –  halibut) oraz łodzie. Jak mówią różne źródła, wiele z zawartych na skałach tematów powtarza się w sztuce wielu kultur i ma takie samo znaczenie na całym świecie.

Pierwsze ryty odkryto dopiero w 1973 roku i do tej pory naliczono około 6 tysięcy rysunków w tej okolicy. Występują one w prawie stu zespołach, na czterech niezależnych strefach, z których największym jest właśnie Hjemmeluft, nieopodal miejscowości Alta. Obszar objęto ochroną, zbudowano Alta Museum, a zespół petroglifów trafił na listę UNESCO.

Piktogramy przedstawiają postaci, figury i przedmioty rzeźbione, bądź ryte w podłożu skalnym. Głównie są to obrazy zwierząt oraz ludzi, które stosunkowo łatwo rozpoznać. Są też rysunki o znaczeniu symbolicznym, które prawdopodobnie dotyczą wierzeń i rytuałów danej społeczności.

Można też wyróżnić piktogramy przedstawiające zwierzęta: wspomniane wcześniej renifery i łosie, niedźwiedzie, ptaki, ryby oraz rzeczy użytkowe, jak sieci rybackie, łodzie, włócznie, łuki. Powszechnym motywem są również wizerunki postaci ludzkich podczas wykonywania różnych czynności codziennych. Pojawiają się motywy nawiązujące do łowiectwa, myślistwa, żeglarstwa, a także tańca. Są rysunki związane z mitologią i kosmologią ówczesnych mieszkańców Finnmarku, których spadkobiercami mogą być dzisiejsi  Saamowie.

O wyjątkowości muzeum w Alta świadczy fakt, że obrazki są tam doskonale zachowane. Wiele rysunków jest bardzo realistyczna, ale są też schematyczne, bardziej geometryczne lub stylizowane.

Nagromadzenie tego rodzaju sztuki naskalnej na tak małej przestrzeni, może świadczyć o dużym znaczeniu tego obszaru, leżącego na końcu głębokiego fiordu Alta. Istnieje znaczne prawdopodobieństwo, że fiord był miejscem spotkań ludów z pobliskich obszarów przybrzeżnych i śródlądowych. Możliwe, że zbierali się na tych terenach, by dokonać wymiany towarowej oraz uczestniczyć w różnego rodzaju obrzędach i ceremoniach, wymianie wiedzy i zdobytych doświadczeń oraz by przedyskutować ważne sprawy dla poszczególnych grup i dla wzmocnienia relacji pomiędzy nimi.

Piktogramy wykonywane były przy użyciu kamiennego młotka lub poroża oraz twardego, kamiennego dłuta. Rzeźbiono na gładkich powierzchniach skalnych w pobliżu linii wody. Ponieważ z biegiem czasu ląd się wynurzał, nowsze rysunki powstawały poniżej starych. Badacze tematu sądzą, że miejsce spotkań miało znaczenie dla komunikacji ze światem duchów – nad brzegiem morza, na plaży, spotykało się niebo, ziemia i woda. Może to oznaczać, że w miejscu tym komunikowano się z duchami żywiołów.

Niektóre ryty skalne są obecnie malowane, tak aby były lepiej widoczne. Stosuje się kolor czerwony, aby rysunki były łatwiejsze do zauważenia. Duże znaczenie dla dokładnego obejrzenia rysunków ma oświetlenie. Te nie pomalowane najlepiej widać przy promieniach zachodzącego lub wschodzącego słońca.

Mimo znacznej wiedzy na temat rytów, wiele pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi. Petroglify od lat zajmują uwagę badaczy i osób zainteresowanych historią i antropologią, będąc jednym z najbardziej tajemniczych przejawów działalności człowieka. W niezrozumiałym dla nas chaosie wyobrażeń i symboli tworzą wizję świata i wierzeń dawnych mieszkańców Skandynawii. Nieprędko uda się nam ją precyzyjnie opisać.

Wyszliśmy na zewnątrz i naszym oczom ukazał się ogromny, przybrzeżny obszar, który usłany był zielenią i dywanami pachnących, fioletowych kwiatów. Gdzieniegdzie, spośród traw, wyłaniały się kamienne pagórki i płaskie skały. Krajobraz dopełniał drugi brzeg fiordu, gdzie strzeliste góry dosłownie wyrastały z morskiej toni. To tu, to tam ujrzeć można było typowo norweskie, drewniane, czerwone domki. Jednym słowem przepiękna okolica. Ponadto zaczęło świecić słońce, które w końcu wylazło zza północnych mgieł i chmur :). Pogoda była całkiem fajna. Nie za ciepło, w sam raz na spacery na świeżym powietrzu. No, może niekoniecznie w krótkim rękawku, ale czego chcieć od zimnej północy Europy ;).

img_9310

Zaczęliśmy podążać wyznaczoną ścieżką. Mijaliśmy miliony kwitnących kwiatów i ziół. Pachniało przepięknie! Wolfgang pokazywał mi po drodze, a to jakieś białe kwiatki, które rzekomo można jeść, a to jakieś inne zielone coś 😛 (dość dobrze znam się na zielarstwie, ale tych roślin nie miałam w swej bazie danych ;))… Oczywiście spróbowałam i owszem, nie dość, że były całkiem smaczne, to i nic mi po nich nie było ;). Normalnie niezły surviwalowiec z tego mojego kierowcy ;).

Dzielnie przedzieraliśmy się przez fioletowe, kwiatowe dywany, szczególnie ciesząc nasze oczy kolorami natury oraz uwieczniając wszystko na zdjęciach ;).

img_9322

img_9337

img_9341

Pierwszy przystanek – pierwsza płaska skała – pierwsze czerwone PIKTOGRAMY!

Aż ciężko opisać uczucie, które towarzyszyło mi podczas oglądania rytów naskalnych. Jakaś niesamowita moc od nich biła. Sam fakt, że mając tysiące lat rysunki nadal są tutaj, jak za dawnych czasów i nadal ukazują kulturę, życie codzienne i sztukę ludzi, którzy żyli na tych terenach tysiące lat przed nami był niesamowity.

img_9325

img_9329

img_9330

Pierwszy rysunek naskalny przedstawiał zwierzaki. Były to chyba renifery, albo łosie, albo łosie z reniferami, cóż… ciężko określić czym były te czerwone stwory na obrazach ;). W każdym razie, były to zwierzęta posiadające poroże. Piękne i słodkie. Zakochałam się w piktogramach od pierwszego wejrzenia <3!

Zachwycaliśmy się pierwszym kamieniem, obcykaliśmy go z każdej strony i podążyliśmy dalej ścieżką pośród fioletowego kwiecia. Po drodze bez przerwy mijaliśmy piękne krajobrazy. Skały były tutaj bardzo specyficzne. Wyglądały jakby zlewały się ze zbocz pagórków oraz były bardzo gładkie i obłe. Widać, że mają swoje lata.

Dotarliśmy do drugiego miejsca. Tu rysunki nie były kolorowe, a tylko wyryte w kamieniu. Co prawda ciężej było dostrzec co przedstawiały obrazki, ale przy dokładniejszym przyjrzeniu się zauważyliśmy całe zgromadzenie zwierząt, poczynając od reniferów i być może łosi, poprzez lisy z grubymi, ogoniastymi kitami, na polujących ludziach kończąc. Dziwne były niektóre kształty. Niełatwe do rozszyfrowania. Niestety bez koloru, trudno było zauważyć wszystkie szczegóły rysunku.

img_9344

img_9355

img_9360

img_9362

Poszliśmy dalej, znów mijając kwieciste łąki. Dotarliśmy do następnej stacji, która to przedstawiała coś zupełnie innego niż poprzednie rysunki. Było tu bowiem wyryte na kamieniu dziwne stworzenie, coś na kształt ryby, albo nawet ogromnego wieloryba, któremu sterczały z grzbietu dwie atenki i przypominał trochę statek kosmiczny :P. Obok niego widniał pokryty paskami kształt i renifer… W innej części skały obrazek przedstawiał pana renifera i łanię. Pięknie dopracowane te rysunki, pomimo tego, że niby tak prymitywne, to jednak ozdobione wzorkami i kropeczkami :).

img_9363

Następne kamienie przedstawiały coraz więcej postaci, zwierząt i kształtów. Skała do której dotarliśmy ozdobiona została prawdopodobnie sceną polowania. Była na niej wyryta cała masa ludzi, renifery z ogromnym porożem, renifery wyglądające jakby były w ciąży, dziwne żabo ludzkie postaci (może to tancerze?), jakieś kreski i coś co przypominało ptaka. Scena mogła przedstawiać polowanie, albo może wypasanie reniferów. Ciężko stwierdzić ;). Sami zobaczcie ;)!

img_9371

img_9375

img_9377

img_9379

img_9388

img_9387

img_9384

img_9382

Następna skała już totalnie nas zaskoczyła, gdyż wyryte były na niej ogromne łodzie i co? Oczywiście RENIFERY ;)! Do tego nieopodal następna skała pokryta była masą ryb, ludzi, łodzi, reniferów i bliżej nieokreślonych wzorów ;). Po drodze odkryłam też piktogram podobny do niedźwiedzia i rodziny reniferów oraz osamotnionego łosia ;).

img_9465

img_9466

img_9468

img_9469

img_9473

img_9475

img_9396

img_9397

img_9398

img_9400

img_9401

img_9402

img_9404

img_9410

img_9413

img_9414

img_9419

img_9421

img_9423

img_9424

img_9427

img_9429

img_9435

img_9437

img_9447

img_9392

Poszliśmy dalej. Ścieżka prowadziła z powrotem do głównego wejścia (albo w sumie wyjścia ;)) i odbijała dalej w drugą stronę kompleksu. Wolfgang zdecydował, że nie chce mu się już chodzić i poczeka na mnie przy kasie, ale żebym się nie przejmowała i łaziła ile dusza zapragnie. Upewniwszy się, że wszystko ok i że serio nie będzie problemu, że zostanę trochę dłużej, dalej poszłam sama. Szybko ruszyłam na dalszą eksplorację :). Słońce zaczęło bardziej świecić i lekko zniżało się ku horyzontowi, dlatego też wyryte na skałach piktogramy, stawały się coraz bardziej widoczne. Nie myśląc długo, przed spacerem do nieznanej części parku, szybko ruszyłam porobić lepsze zdjęcia w miejscach, które już wcześniej widziałam. Zaraz po obfotografowaniu fajniejszych skał, ruszyłam w tereny nieznane.

img_9456

img_9457

img_9459

img_9461

img_9464

Ta część muzeum była odrobinę bardziej dzika. By dotrzeć do większych skał trzeba było się przedrzeć przez brzozowy lasek. Okazało się, że to, co do tej pory widzieliśmy, to było nic, w porównaniu z ilością i jakością piktogramów zachowanych tutaj.

img_9478

img_9481

img_9482

img_9488

img_9498

img_9499

img_9501

img_9505

img_9507

img_9509

img_9510

img_9515

img_9521

Na pierwszej napotkanej skale, przedstawione były łodzie, których dzioby ozdobiono głowami łosi. Niby prymitywne kultury, a już szukali piękna w rzeczach codziennego użytku. A tam tylko szukali piękna, byli również artystami, bowiem poświęcali czas na uwiecznianie swojej historii na skalnych ścianach.

img_9522

img_9526

img_9529

img_9531

Niektóre obrazki były dość dziwne, bo nie mogłam nawet wymyślić co poszczególne elementy przedstawiały. Np. gromadka ludzi stojąca w łodzi i jeden trzymający coś w ręku nad resztą… Może to była sieć!

Inne obrazy przedstawiały coś w rodzaju ptaków z długimi szyjami, polowanie na te ptaki i… tak RENIFERY ;).

Szłam dalej, a miejsce pochłaniało mnie coraz bardziej. Pogoda była piękna i tylko zachęcała do dalszej eksploracji. Wtedy to właśnie dotarłam do prawdziwego arcydzieła! Ukazała mi się ogromna, płaska, lekko nachylona ściana, która od góry do dołu ozdobiona była piktogramami. Oj co to były za rysunki.

img_9533

img_9537

img_9540

img_9542

img_9547

img_9591

Począwszy od śmiesznych, np. łosia robiącego okrągłą kupę oraz łosia który bodajże jedną z tych kup zjadał… Do tego renifery, które wyglądały jakby miały przywieszone do swych rogów dziwne światełka oraz posiadały też nietypowe kopyta, które wyglądały jakby zwierzę miało korzenie :P.

img_9552

img_9556

img_9560

img_9563

img_9575

img_9583

img_9589

img_9595

img_9600

img_9598

Ponadto na skale wyryte były sceny z wielkiego polowania. Można było zauważyć łowcę (zdecydowanie był to Pan Łowca, co zostało szczególnie widocznie przedstawione na obrazku ;)). Ludzie posiadali łuki, z których mierzyli do zwierząt. Do reniferów strzelano również z łodzi. Zaczęły pojawiać się też dość trudne do odgadnięcia wzory. Np.. człowiek trzymający kij, który połączony był z porożem rena. Albo dziwne kształty, coś, co bardziej przypominałoby mi obcą kulturę pochodzącą z innego świata, niż coś, co mogłabym powiązać ze sztuką polowania… Ciekawe…

img_9562

img_9570

img_9590

Na wspomnianym rycie widniało też nowe zwierzę, które wyglądem przypominało bawoła. Jednak dziwny ten bawół, bo co po niektóry miał jakby przywiązane do rogów okrągłe coś. Mieli wyobraźnię, nie ma co :)!

Trzeba zaznaczyć, że piktogramy w Alcie są przepiękne, doskonale zachowane, a i same w sobie dopracowane w każdym calu. Każdy ryt zwierzęcia jest dokładnie przyozdobiony i „pokolorowany” w paski, kropki i inne wzory.

Poszłam do następnej skałki, na której były coraz to dziwniejsze wzory. Piktogramy były zdecydowanie inne niż wszystkie, które widziałam do tej pory. Ukazał się bowiem dziwny paskowany wąż lub przypominający tory kolejowe wzór, który być może symbolizował ogrodzenie, albo nie wiadomo co innego… Okalał on oczywiście RENIFERY ;). Do tego dziwne koszyki, może były to sieci na ryby. Ogromna była ta skała i pełno na niej różnego rodzaju rytów. Czułam się jakbym bardziej wchodziła w świat UFO, a nie oglądała starożytne rysunki naskalne… Serio!

img_9607

img_9608

img_9611

Na obrazie widać było ogrodzone reny, których pilnował człowiek, na zewnątrz zaś było pełno innych zwierząt (reniferów, jeleni (?), niedźwiedzi (?), bawołów), gdzieniegdzie przewijał się jakiś człowiek, a to z łukiem, a to z kijem, ponadto zauważyć można było dziwne okrągłe coś, od czego odchodziły kropkowane drogi (może jakieś schronienie?). Zauważyłam też piktogram, na którym, jak mi się wydaje, jakiś człowiek karmi renifera :).

img_9613

img_9614

img_9617

img_9618

img_9623

img_9624

img_9625

img_9627

img_9634

img_9635

img_9636

img_9638

img_9641

Tak pochłonęło mnie oglądanie piktogramów i próby rozszyfrowania historii w nich zawartej, że całkiem się w tym zatraciłam. W końcu spojrzałam na zegarek… Zbliżała się 18:00. No to nieźle! Wolfgang czeka już na mnie dobre 2 godziny! Postanowiłam więc powoli iść z powrotem, bo już i tak sporo się sam nasiedział…

img_9645

img_9648

img_9649

img_9669

Wróciłam do głównego budynku i ujrzałam mojego niemieckiego przyjaciela wygrzewającego się w wieczornym słońcu na tarasie. Uśmiechnął się, gdy mnie zauważył i zawołał. Pogadaliśmy trochę, opowiedziałam mu co zobaczyłam i że też powinien przynajmniej na szybko zobaczyć drugą część parku. Jednak nie miał ochoty na spacery. Postanowił jednak przynieść jakieś jedzenie i przekąsić coś przed dalszą podróżą. Nie protestowałam, bo sama też już trochę zgłodniałam. Posililiśmy się ogrzewani promieniami słońca.

Jeśli interesują Was piktogramy w Alcie to zapraszam na tę stronkę. Dużo tu ciekawych informacji, zdjęć i rysunków: http://altarockart.no/map/mapEng.html

Znów jechaliśmy i mijaliśmy piękne widoki. Po 19:00 przy naszej drodze pojawiła się wielka rzeka. Jak przypuszczam, była to rzeka Altaelva. Jest to jedna z najlepszych na świecie łososiowych rzek z obostrzeniami odnośnie łowienia oraz wyznaczonymi miejscami, gdzie po uzyskaniu zezwolenia można łowić. Rybołówstwo jest tu szczególnie ograniczone dla miejscowej ludności. Inni mogą się jednak ubiegać o karty połowów. Rzeka i jej okolice charakteryzuje się wieloma obszarami naturalnego piękna z możliwością rozbicia obozowiska i rozpalenia ognia czy grilla wzdłuż brzegu.

img_9673

img_9677

img_9687

Zatrzymaliśmy się na chwilę, by rozprostować kości i przy okazji zobaczyć to miejsce. Rzeczywiście piękna okolica. Po drugiej stronie pasły się konie, a na maleńkich plażach poustawianych było wiele kajaków i kanoe, przeznaczonych do wodnych wypraw.

Zaczęło się chmurzyć. Jechaliśmy dalej w stronę Tromsø. Przekroczyliśmy mijany już wcześniej most, co znaczyło, że wędrówka z Wolfgangiem pomału dobiega końca :(.

img_9703

img_9708

img_9712

Zupełnie zapomniałam o Rafale i o tym, że powiedziałam mu, by czekał gdzieś po drodze, i gdy będę jechać z Tromsø na południe, to gdzieś się spotkamy. Tak wspaniale, aktywnie i atrakcyjnie spędzałam czas z Niemcem.

Słońce było coraz niżej i nastała pora odpływu. Tworzyło to tak piękne i świetliste krajobrazy, że aż żal było tego nie uwiecznić. Na szczęście Wolfgang co jakiś czas robił specjalnie dla mnie postoje na przydrożnych parkingach i poboczach, bym mogła zrobić zdjęcia.

img_9713

img_9715

img_9723

Zatrzymaliśmy się po drodze, by zatankować auto, wyleźć na chwilę na powietrze i uzupełnić zapasy wody z kranu ;). Stacja z widokiem na fiord i zawieszone na wodzie statki. Ach, Norwegia, tu nawet podrzędna stacja benzynowa zaopatrzona jest w piękne widoki ;).

img_9732

img_9739

Ruszyliśmy dalej, szukając już pomału miejsca do spania. Było już koło 21:30. Nagle na drodze znów pojawił nam się renifer :). Jak ja kocham te niespodzianki <3!

img_9774

img_9775

Znów zaczęło się chmurzyć, a my byliśmy już nieco zmęczeni. W pewnym momencie Wolfgang skręcił w boczną drogę, prowadzącą do lasu. Powiedział, że trzeba się pomału zbierać do spania i może tu będzie jakaś fajna miejscówka, by odpocząć. Droga była wąska i nieutwardzona. Pięła się stromo w górę i kręciła się jak spirala. W końcu zauważyliśmy jakiś domek i postanowiliśmy go obczaić. Okazało się, że nikogo tam nie ma. Widać czyjaś hytte, podobnie jak wcześniejsza :).

Było już koło 22:30, więc postanowiliśmy, że zostajemy tu na noc. Wypakowaliśmy jedzenie i zaczęliśmy przygotowywać kolację na podeście do snowmobile’a ;). Zrobiło pochmurnie i delikatnie odczuwaliśmy opadającą na nas mgłę z górskich szczytów, która sprawiała, że przeszywał nas chłód. Przyodziałam kurtkę, założyłam na głowę dwa kaptury i byłam gotowa do przygotowywania posiłku. Zaczęło też trochę wiać.  Wolfgang specjalnie dla mnie kupił łososia (bo przecież ryby powiedziałam, że jadam czasem ;)). Usmażyliśmy go na patelni, podgrzaliśmy ziemniaki z cebulką i marchewką z lunchu i zasiedliśmy na tarasie. Zmęczeni, ale szczęśliwi, spałaszowaliśmy kolację i poszliśmy spać.

img_9799

img_9800

img_9802

img_9803

img_9804

img_9807

img_9812

Wolfgang zabrał namiot z myślą, by rozbić się gdzieś nieopodal, a mi zaproponował, że znów mogę spać w aucie, jeśli tylko mam ochotę. Nie ukrywam, że nie chciało mi się rozbijać namiotu na te kilka godzin, więc wyjęłam tylko śpiwór, owinęłam się nimi i ułożyłam wygodnie na siedzeniu.

Umówiliśmy się na pobudkę koło 10. Podłączyłam telefon do ładowania i okazało się, że o dziwo (!) jest tu wi-fi :D! W środku lasu :P! No to pospane… Na szczęście Internet nie był zbyt dobry, więc udało mi się jedynie sprawdzić facebooka, napisać do znajomych i rodzinki, wysłać jakieś zdjęcie i skontaktować się z ludźmi z festiwalu :). Szybko poszłam spać (koło 24:00), bo sieć była bardzo słaba, a ja też zdecydowanie zbyt zmęczona, by siedzieć przy telefonie cala noc.

Obudziłam się przed 10:00. Powitał mnie piękny, słoneczny dzień. Posiedziałam trochę na tarasie i poczekałam na Wolfganga. Gdy przyszedł pogadaliśmy trochę i zabraliśmy się za szykowanie jedzonka. Na śniadanie zrobiliśmy pyszną jajecznicę chyba z miliona jajek i pomidorów. Ogromna była! Cała, pełna patelnia! Do tego krewetki, ciemne bułeczki i chrupkie pieczywo, herbatka, a ponadto (!) arbuz, awokado, grapefruit i cytryna. Co to było za królewskie śniadanie. Hehe, i jak tu nie kochać autostopowego życia ;).

img_9818

img_9820

img_9823

Po jedzeniu sprzątnęliśmy po sobie, spakowaliśmy się i o 11:00 byliśmy już zwarci i gotowi do dalszej drogi :)!

Mam nadzieję, że udało Wam się przedrzeć przez ogrom piktogramów i zdjęć :). Przepraszam, ale serio nie mogłam się zdecydować które obrazki Wam pokazać.

Już zabieram się do pisania dalszej części niemiecko-norweskiej wyprawy, a może nawet uda mi się w tym tygodniu wprowadzić na bloga trochę hiszpańskiego ciepła, w te śnieżne, zimowe dni i norweskie fiordy :).

Martyna Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *