Sissel, Geir i Heika wyjechali, zostawiając nam psa i cały dom. Ot, dostałam krótkie wakacje, na wakacjach w pracy ;).
Zaczęła się istna sielanka. Dni płynęły leniwie i powoli. Pogoda w dalszym ciągu nie była podobna do północnej, gdyż temperatura sięgała 30 stopni ;). Żyć nie umierać ;).
By umilać sobie wolny czas, chodziliśmy na ryby na pobliskie molo i w pięć minut mieliśmy już składniki na pyszną kolację. A tak to z nudów oglądaliśmy filmy, łaziliśmy, wylegiwaliśmy się i leniliśmy ;).
Nieopodal domu, w ogrodzie rosły gęste malinowe krzaki. Codziennie, gdy wybierałam się na poranny spacer, czy po prostu wychodziłam przed dom, brałam ze sobą miskę, by móc uzupełnić ją do pełna owocami <3! A tamtejsze maliny były wprost wspaniałe. Ogromne, słodkie, świeże i czyste. Rosnące daleko od zanieczyszczeń i spalin. Maliny znikały w okamgnieniu ;). Na szczęście pogoda była wspaniała i każdego ranka gotowe do zbioru były nowe owoce.
Jednego dnia wybraliśmy się na molo, by złowić na obiad rybę. Usiedliśmy sobie na zacumowanej przy pomoście łódce i zarzuciłam wędkę daleko na otwarte wody. O dziwo, już za pierwszym razem, poczułam silne szarpanie. Po ciężkiej walce udało mi się wyłowić ogromnego dorsza! Był olbrzymi! W życiu nie złowiłam większej ryby! I tu zacznie się historia, która nie nadaje się dla ludzi o słabych nerwach, którzy nie lubią widoku krwi i martwych zwierząt…
Otóż… Postanowiliśmy wypatroszyć dorsza na miejscu, by pożywiły się też mewy. Erlend zabił rybę i zaczął rozcinać jej wielki brzuch. Było to mega obrzydliwe i strasznie tego nie lubię. Ale niestety, jak je się ryby, to trzeba je też przygotować… rozciął skórę, a tam nagle zaczęło się coś ruszać! Kurde! Co to może być?! Masakra! Obcy jakiś czy co?!
Okazało się, że ostatnim posiłkiem dorsza były kraby. Ryba nie zdążyła jeszcze ich strawić. Tak właśnie przy okazji zabicia jednego stworzenia, przyczyniliśmy się do uratowania kilku innych żywych istot, które wygramoliły się z przeciętego brzucha i wpadły do wody… Dość mocny i obrzydliwy widok! Bleach!
Dni żegnały nas pięknymi zachodami słońca, które oświetlały pobliskie szczyty pomarańczowym światłem.
Ten tydzień zapowiada się znakomicie :). Szkoda tylko, że zaraz się skończy…
Duza ryba! Mam wrażenie że to była samica dorsza, ta dziwna struktura w jej brzuchu to chyba ikra.
Możliwe. Jednak żywe kraby wychodzące z jej brzucha bardziej nas zaskoczyły ;).